Problem ze starymi ludźmi i ich przekonaniami - opowieść z serwisu rowerowego

 Dobra, miałem wstawić zupełnie inną historię, ale z racji tego, że ta wydarzyła się całkiem niedawno i jest związana z ogólną nienawiścią pewnych środowisk do święta, jakim jest Halloween, postanowiłem trochę zmienić kolejność.

Wszystko, co miało zostać wyjaśnione dla tej historii, zostało zawarte w powyższym zdaniu, więc nie przedłużając, zapraszam was do wydarzeń, jakie miały miejsce w mojej firmie.

Do mojego sklep zgłosiła się klientka w wieku około siedemdziesiąt lat z rowerem górskim, który chciała u mnie zostawić. Nie chodziło jednak o serwis, a o sprzedaż. Tak, oprócz serwisu i sklepu prowadzę również komis rowerowy. Nie ma z tego dużych kokosów, ale zawsze coś. Tak czy inaczej, klientka powiedziała mi, że na rowerze do niedawna jeździł jej wnuk, ale ponieważ już z niego wyrósł, podjęła decyzję o sprzedaży jednośladu. Bardzo standardowa sytuacja. Odpowiedziałem, że jak najbardziej odkupię ten rower, ale potrzebowałem kilku minut na sprawdzenie stanu technicznego i że dla dopięcia formalności niezbędny jest dowód zakupu. Klientka ku mojemu zdumieniu, bo nie każdy od razu był przygotowany na wszystko, wyciągnęła z torebki książkę serwisową, w której znajdował się paragon. Po zajrzeniu do środka zobaczyłem, że numer ramy zgadza się z tym, który jest nabity na rowerze, więc rozmawiałem faktycznie z jego właścicielką. Paragon natomiast potwierdzał zakup z legalnego źródła.

Zabrałem się więc do pracy, wykonałem szybkie sprawdzenie techniczne i naprawdę mile się zaskoczyłem. Rower był w stanie bardzo dobrym. Do wymiany były jedynie pojedyncze elementy, takie jak klocki hamulcowe czy postrzępione pancerze. No i gripy były zdarte, ale to jest w prawie każdym rowerze. Tak więc poinformowałem klientkę o stanie roweru, podałem cenę, na którą ona przystała, podpisaliśmy umowę sprzedaży i przekazałem gotówkę. Na pożegnanie klienta podziękowała mi za szybką obsługę i opuściła sklep.

Doprowadzenie roweru do odpowiedniego stanu chciałem przełożyć na kolejny tydzień. Obecnie sezon na jazdę rowerem dobiegł końca, chociaż zapaleni rowerzyści jeszcze nie odpuszczali i nadal przychodzą do mnie po to czy po tamto. Żeby nie utknąć w martwym sezonie moja firma prowadzi też inne usługi serwisowe i sprzedażowe, ale o nich kiedy indziej. To tak słowem wyjaśnienia, dlaczego rower stał nierobiony w serwisie. I jeśli mam być szczery, to naprawdę całe szczęście, że w rower nie wpakowałem śrubokrętu, bo gdybym zaczął w nim grzebać, naprawiać albo ulepszać, prawdopodobnie historia skończyłaby się bardziej dramatycznie. O dziwo, nie dla mnie, a dla kobiety, która przyniosła ten rower.

Trochę chronologii. Kobieta przyniosła rower 30 (poniedziałek). Kolejne opisywane wydarzenie miało miejsce 31 (wtorek).

Nie wrzucam historii 1 listopada, bo święto, wiadomo. No i potrzebowałem trochę czasu na napisanie tego.

Tak więc, wracając do historii, naprawdę cieszyłem się z natłoku pracy i konieczności odłożenia serwisowania tego roweru na przyszły tydzień. Czemu? Ano dlatego, że już następnego dnia do mojej firmy zawitała trzyosobowa rodzina. Ojciec, matka oraz ich syn, na oko około dziesięć lat. Pokazali mi dokument, który podpisała dzień wcześniej tamta starsza kobieta i zapytali, czy rower jeszcze jest u mnie. Odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że jak najbardziej znajduje się on w moim serwisie i czeka aktualnie w kolejce do napraw. Na co ojciec, bo to on ze mną głównie rozmawiał, zapytał mnie, grzecznie i uprzejmie, bez żadnych awantur czy pretensji, czy byłaby możliwość oddania im roweru w cenie, w jakiej go zakupiłem.

Moje zdziwienie sięgnęło w tym momencie sufity, ale to nie był jeszcze koniec nieprawdopodobnych zdarzeń na tamten dzień.

Zazwyczaj tego nie robię, ale tym razem zgodziłem się na taki układ. Ci Państwo mieli dokument sprzedażowy, więc miałem pewność, że to rodzina tamtej kobiety. Poza tym ojciec pokazał swój dowód osobisty, na którym było to samo nazwisko, co na dokumencie. Już wtedy wiedziałem, że mnie nie okłamują. Taki dowód na potwierdzenie swojej wersji wydarzeń mi wystarczył. Mimo to, aby rozwiać jakiekolwiek wątpliwości, żona tego mężczyzny pokazała mi jeszcze zdjęcie z telefonu, które przedstawiało starszą kobietę w towarzystwie jej wnuków. Jednym z nich był chłopiec, który przyszedł razem z tymi ludźmi do mojej firmy.

Weryfikacja tożsamości zakończona powodzeniem, a teraz czas na dalszą część serii nieprawdopodobnych zdarzeń.

Mężczyzna poprosił mnie o możliwość kupienia roweru w tej samej kwocie, jaką za niego zapłaciłem. Ponieważ czułem, że mogło dojść do niefortunnej pomyłki i starsza pani sprzedała nie ten rower co trzeba, zgodziłem się bez problemu, na co małżeństwo odetchnęło z ulgą, a ich syn prawie podskoczył ze szczęścia.

Nim się z nimi pożegnałem, chciałem wiedzieć, co właściwie się wydarzyło, że ten rower trafił do mnie. No i opowieść tej rodziny nadawałaby się do jakiegoś filmu komediowego.

Rodzina, a zwłaszcza starsza pani, była bardzo wierząca i wyznawała tę samą wiarę, co większość Polaków. I z racji na zbliżające się Halloween babcia bardzo mocno naciskała na całą swoją rodzinę, aby nie obchodzili tego święta. Żadne z nich nie miało z tym problemu, nawet ten mały chłopaczek, który sam przyznawał, że nie zamierza tego dnia (był 31 październik, przypominam) chodzić po domach i prosić o słodycze. Powiedział on natomiast swojej babci, że jest organizowane jakieś małe wydarzenie, w którym on i jego rodzice biorą udział. Opowiedział staruszce, że będą tam słodycze, zabawy, przebierania i obejrzą jakiś film. I nie wiedzieć czemu starsza pani uznała, że młody razem z rodzicami zamierzają obchodzić Halloween.

Najpierw tamta kobieta opierdzieliła swojego wnuka za czczenie szatana czy jakiś innych pogańskich bóstw, a potem zadzwoniła do jego rodziców, aby zrobić im kazanie na temat chrześcijańskich wartości. Ojciec chłopaka próbował wytłumaczyć jej, że to nie jest żadne halloween i nikt nie zamierza przebierać się za duchy, ale staruszka nie zamierzała tego słuchać i zapowiedziała, że nie życzy sobie, aby tego dnia uczestniczyli w czymkolwiek. Rodzice jednak nie zamierzali słuchać poleceń starszej pani i całą trójką poszli na to małe wydarzenie.

Gdy moja klientka się o tym dowiedziała, postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i dać nauczkę swojej rodzinie. Ponieważ młody miał u niej rower, na pierwszy ogień poszła kara dla niego. Staruszka oddała jednoślad do mojej firmy, aby ukarać chłopaka za złe zachowanie.

Pewnie coś się wam tutaj nie zgadza, więc spieszę z wyjaśnieniem. Kiedy odbyło się to całe wydarzenie, skoro 31 października wedle historii był właśnie teraz?

No więc, babci pokiełbasiły się daty, albo zupełnie nie zdawała sobie sprawy, kiedy wypada Halloween. Impreza odbyła się 29 października, a więc dwa dni przed tym ,,diabelskim świętem ku czci szatana". I teraz zanim ktoś się odpali, że taka to rodzina katolicka, a na imprezy sobie latają w niedzielę, jak to święty dzień jest.

No to teraz się trzymajcie, bo właśnie obnażę największy debilizm osób manifestujących swoją wiarę. Monika, moja przyjaciółka poradziła mi, żebym napisał w tym miejscu następujący cytat.

NO I TO WAS Z BUTÓW WYPIERDOLI!!!!

To wydarzenie, o którym mowa, zostało zorganizowane przez proboszcza parafii, do której należała rodzina. Co więcej, wszystko odbyło się w kościele, czy tam salce religijnej przy parafii. Co tam robili? Poza wspólną modlitwą, dzieciaki i ich rodzice szukali na terenie kościoła pochowanych torebek ze słodyczami. Oprócz tego były jakieś gry i zabawy. Na zdjęciach pokazywanych przez tą rodzinę widziałem UNO i Mrówki. Rodzice wspominali również, że dzieciaki mogły obejrzeć jakiś film, a dorośli w tym czasie mieli chwilę dla siebie na odpoczynek po bieganiu za cukierkami. Na zdjęciach widziałem, jak z projektora wyświetlał się obraz jakiegoś meksykanina trzymającego gitarę, więc wnioskuję, że był to film ,,COCO".

Nie wiem, czy jest on zgodny z chrześcijańskimi wartościami, ale jego przesłanie filmu jest bardzo mądre. Z tego co mówili rodzice, organizatorzy wydarzenia chcieli pokazać dzieciakom, jak święto zmarłych obchodzi się w innych częściach świata.

Teraz jeszcze pytanie, o co chodziło chłopakowi z tym przebieraniem się. No więc, każdy dzieciak był przebrany, ale nie za kościotrupa czy czarownicę, tylko za aniołka albo ulubioną postać z filmu, serialu, bajki czy czegoś tam innego. I tak, na zdjęciach widziałem bohaterów Marvella, cały oddział psiego patrolu, Biedronkę i Czarnego kota oraz kilka innych postaci, których nie rozpoznałem.

Innymi słowy, całkiem spoko wydarzenie w ramach zastąpienia dzieciakom Halloween.

Co więc przeszkadzało starszej pani, skoro nie było tam grama ,,święta ku czci szatana" a wszystko odbywało się na świętej ziemi? Pojęcia nie mam i naprawdę mam nadzieję, że za jej postępowaniem stoi jakieś logiczne i spójne wyjaśnienie, bo naprawdę po tym wydarzeniu zaczynam tracić wszelki szacunek do osób starszych. Bo tak, to nie jest pierwsza sytuacja, z jaką się spotykam, w której starszy człowiek stawia na nogi pół rodziny i znajomych w imię swoich przekonań.

Żeby nie było, nic nie mam do religii, no ale to była czysta ciemnota umysłowa. Zamknięcie się w swojej bańce i darcie mordy na wszystko i wszystkich tylko dlatego, że tak wypada.

Wracając do wydarzeń z mojej firmy. Rodzice wykupili rower po tej samej cenie, jaką wcześniej zapłaciłem. Ja nic na tym nie straciłem, a oni powiedzieli, że rozliczą się ze starszą panią w ten czy inny sposób. Miałem nadzieję, że nie dojdzie do przepychanek, ale rodzina była naprawdę spokojna, co nie zdarza się zbyt często w takich sytuacjach, więc raczej wszystko odbędzie się bez konieczności interwencji stróżów prawa.

Rodzina przeprosiła za zaistniałą sytuację i obiecali, że nigdy więcej się to nie powtórzy. Odpowiedziałem, że z mojej strony wszystko jest w porządku, bo to w końcu nie oni tu zawinili, a byli ofiarą całego wydarzenia. Podziękowali mi za miłą współpracę i bardzo profesjonalną oraz wyrozumiałą obsługę, po czym opuścili mój sklep z informacją, że jeszcze na pewno się do mnie zgłoszą, ale tym razem zrobić zakupy lub na serwis, a nie odbierać sprzedany do komisu rower.

Mam nadzieję, że historia się podobała. Jest ona nieco krótsza od poprzednich, ale na pewno niemniej emocjonująca. Jeżeli się podobała, zostaw strzałeczkę w górę, daj follow i napisz komentarz, a ja na pewno to docenię i odwdzięczę się kolejnymi historiami. Zaufajcie mi, mam ich jeszcze naprawdę sporo. Jeżeli ktoś chce wiedzieć, kiedy będzie kolejna historia, to planuje wstawić ją w najbliższy Poniedziałek.

Dzięki za przeczytanie, dziękuje że ze mną jesteś i do zobaczenia niedługo.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Gdy władza uderza do głowy - opowieść z serwisu rowerowego

Rower elektryczny, ale nie elektryczny??? - opowieść z serwisu rowerowego