Nie oceniaj książki po okładce
Do mojego serwisu zgłosiła się matka ze swoim dzieckiem z prośbą o naprawę roweru. Pracy przy nim było niewiele, a same usterki nie należały do tych bardzo skomplikowanych, więc przekazałem klientce radosną nowinę, że rower będzie do odbioru w ciągu maksymalnie trzydziestu minut. Ucieszona kobieta podziękowała mi za tak szybki termin naprawy, a ja wskazałem jej kanapę, na której można było poczekać na realizację zlecenia. Gdy zabrałem się do pracy, do serwisu weszła kolejna osoba, która odegra ważną rolę w tej historii. Był to mój przyjaciel Adam.
Zanim przejdę dalej, krótki życiorys tego człowieka. Adam jest człowiekiem, o którym z czystym sumieniem i bez skrupułów można powiedzieć, że w dzieciństwie wychowywała go ulica, w wieku nastoletnim brutalna szkoła i patologiczni koledzy, a potem rodzina zastępcza. Nie muszę chyba dodawać, że Adam dopiero na tym ostatnim wyszedł na prostą. Gość był synem rodziców alkoholików. W szkole podstawowej i gimnazjum (bo wtedy jeszcze gimnazja były) lubił się bić, wagarował, pił, palił (nie tylko papierosy) i parę innych rzeczy, które świadczą o złym wychowaniu. Gdzieś pod koniec drugiej klasy gimnazjum opieka społeczna zabrała go i oddała pod wychowanie rodzicom zastępczym. Od tamtego momentu, mozolnie ale jednak, Adam zaczął zachowywać się coraz lepiej. Po skończonym gimnazjum poszedł do tego samego technikum co ja i tak się poznaliśmy.
To tak w dużym skrócie o nim. Wspominam o tym, żeby nakreślić jego charakter. Ogólnie jest to człowiek spokojny i pełen kultury, ale z racji na dzieciństwo i wiek nastoletni, potrafi przygadać kiedy trzeba. Wracając do historii właściwej. Zajmowałem się rowerem klientki i w międzyczasie rozmawiałem z Adamem o wszystkim i niczym. Trochę gadaliśmy o pracy, potem o życiu, grach, sporcie, bieżących wydarzeniach w kraju i takich tam. Niczym niewyróżniająca się gadka. W trakcie rozmowy Adam wspomniał, że przyjechał rowerem i zapytał, czy dałbym radę co nieco w nim naprawić. Chodziło o drobną regulację. Oczywiście się zgodziłem i powiedziałem, że najpierw muszę zająć się bieżącym zleceniem. Adam nie miał żadnych przeciwskazań.
Gdzieś w połowie mojej pracy do sklepu (sklep i serwis są w jednym budynku, więc używam tych nazw na przemian w zależności od sytuacji) weszło trzech klientów. Jeden mężczyzna i dwóch chłopaków, w wieku na oko szesnaście i osiem lat. Ponieważ ja byłem zajęty naprawą, obsługą klienta zajęła się Monika. Jednym uchem zdołałem usłyszeć, że klienci potrzebowali kilku części do naprawy swoich rowerów. Spojrzałem się w ich stronę i zobaczyłem, jak mężczyzna daje Monice listę zakupów. Po jej minię wiedziałem, że facet znał się na rzeczy. Po prostu klient idealny. Moje przypuszczenia potwierdziły się, kiedy Monika zaczęła chodzić po sklepie i serwisie, zbierając części do napraw. Wszystko po prostu musiało być opisane tak jak należy, bo moja przyjaciółka ani razu nie dopytała, co właściwie powinna przynieść.
Gdy Monika obsługiwała klienta, a ja zajmowałem się naprawą roweru, dwaj młodzieńcy chodzili sobie w tę i z powrotem po sklepie. Nie sprawiali wrażenia kogoś, kto zacznie sprawiać kłopoty. Od zwykła ciekawość. Co jakiś czas ten młodszy pokazywał temu starszemu coś, co przyciągnęło jego uwagę. Ten starszy z kolei najpierw go słuchał, a potem jak gdyby nigdy nic wracał do spacerowania po sklepie. Typowe bezkonfliktowe rodzeństwo, tak rzadko spotykane w ostatnich latach.
Generalnie bardzo miła i sympatyczna rodzinka. Zrobili na mnie dobre pierwsze wrażenie. Jednak klientka, która czekała na odbiór roweru z serwisu miała ewidentnie inne zdanie. Natychmiast poderwała leżącą na ziemi torebkę i położyła ją sobie na kolanach, a także kazała swojemu synowi usiąść obok niej i nie wstawać. Na dodatek, jakby tego było za mało, wpatrywała się w dwójkę młodych ludzi z zawiścią godną tej, jaka panuje na polskiej scenie politycznej. Złość w czystej postaci spowodowana tym, że ktoś jest inny albo śmie mieć odmienne zdanie.
Nim podam powód, pragnę tylko przypomnieć, że cała trójka zachowywała się bez zastrzeżeń. Tak jak wcześniej wspominałem, ojciec był ogarnięty i znał się na rowerach, do tego pełen kultury osobistej w trakcie rozmowy z Moniką. Chłopcy też bardzo w porządku, grzecznie i cierpliwie czekali, aż dorośli załatwią swoje sprawy.
A jaki był powód tej zawiści. Ano taki, że ojciec razem z synami, to Romowie, czy jak kto woli - cyganie.
Osobiście jestem osobą wyznającą zasadę, wedle której nie jest ważne pochodzenie czy rasa, a charakter i zachowanie.
Niestety, ta klienta była innego zdania, co nie uszło niczyjej uwadze. Chłopcy zmieszali się na jej widok. Adam pokręcił tylko głową, co w jego przypadku oznaczało, że z całych sił próbuje powstrzymać się od komentarzy. Monika nie dała po sobie poznać, że cała ta sytuacja jest dla niej żenująca, chociaż ja wychwyciłem, że nieznacznie przyśpieszyła krok, co oznaczało u niej zdenerwowanie. Najbardziej natomiast zaskoczyła mnie reakcja ojca. Był dość masywny i mam na myśli tutaj mięśnie, więc spodziewałem się jakiegoś ataku słownego z jego strony, może groźby albo uwagi. Ku mojemu zaskoczeniu, klient powiedział tylko ,,Pani torebka nas nie interesuje, dobrze zarabiam" i z uśmiechem od ucha do ucha pokiwał głową.
Gdy to usłyszałem, zadławiłem się powietrzem. Aż klucz wypadł mi z ręki. Celowo odwróciłem się plecami do klientki, żeby nie było widać tego, jak bardzo staram się nie zaśmiać. Gdy o tym się czyta, może nie jest to tak zabawne, ale w tamtym momencie, kiedy ten gość to powiedział, jeszcze w dodatku bardzo grubym głosem niczym gangsterzy w filmach Patryka Vegi, rozbawił mnie bardziej niż niejeden polski stand-up.
Ja zdołałem się powstrzymać. Monika tak samo, ale Adam to inna liga. On bez ogródek przygryzł pięść i najpierw popatrzył się na klientkę siedzącą na kanapie, a następnie na ojca, po czym uniósł w jego kierunku kciuk, chwaląc jego celną uwagę i ripostę.
Sama klientka natomiast się nie odzywała. Jasne, słyszałem jak wzdycha i kręci się na kanapie, jednak do moich uszu nie dotarł nawet najcichszy szept. Najwyraźniej kompletnie ją zatkało, co specjalnie mnie nie zdziwiło. Umówmy się, jej zachowanie było nie na miejscu, więc dostała to, na co zasłużyła. Nie wolno szufladkować ludzi ze względu na stereotypy. Jasne, sam mam kilka niemiłych przygód z cyganami, ale równie dobrze mogę to samo powiedzieć o naszych rodakach. Są ludzie chamscy, bezczelni, złodzieje i oszuści, ale rasa nie ma tu nic do rzeczy. Liczy się charakter, a nie pochodzenie. Tak czy inaczej po tej celnej ripoście klientka siedziała cicho jak w kościele. Słyszałem jak Monika podaje klientowi kolejne interesujące go części. Adam co jakiś czas próbował mnie zagadnąć, jednak akurat w tym momencie musiałem się dość mocno skupić, więc odpowiadałem tylko krótko i dość wymijająco. Docierało do mnie może co drugie słowo, które do mnie mówił.
Przez skupienie absolutne nie widziałem, co dzieje się w sklepie. W pewnym momencie usłyszałem huk, a chwilę później przekleństwo wydobywające się z ust klientki. Nie spojrzałem się w jej stronę i to był mój błąd. Po trzech, może czterech sekundach klientka wydarła się na całe gardło, że ten mały brudas, tak nazwała najmłodszego z Romów, próbował ukraść jej portfel. W tym samym momencie oderwałem się od pracy, tak samo z resztą jak Monika. Z racji na swój porywczy charakter, Adam również dołączył do interwencji. Oczywiście pozostali dwaj Romowie również.
Sytuacja przedstawiała się następująco. Klientka wrzeszczała najpierw na chłopaka, a potem na jego ojca, oskarżając ich o próbę kradzieży jej portfela. Ona krzyczała, a młody w tym czasie schował się za plecami swojego rodzica. Ten starszy stał z boku i patrzył na nas, próbując za wszelką cenę nie dać znaku życia. Ojciec tej dwójki na początku tylko słuchał i się nie odzywał, potem próbował coś wtrącić, jednak ta kobieta przerywała mu niemalże za każdym, nie dając dokończyć żadnego zdania. Bez przerwy krzyczała tylko, że zaraz wezwie policje, że mają się do niej nie zbliżać, żeby żadnych tłumaczeń nie przyjmuje do wiadomości, że kłamstwa to ona wyczuwa na kilometry i takie tam. Mężczyzna, wbrew moim oczekiwaniom, okazał się być nadzwyczajnie spokojnym człowiekiem. Nie krzyczał, nie groził, nie próbował jej powstrzymać. Tylko stał, kiwał głową i w przerwach pomiędzy wyzwiskami próbował coś powiedzieć.
W końcu kobieta nakazała całej trójce wynosić się z mojego sklepu. Ojciec powiedział wprost, że chce zrobić zakupy i nie wyjdzie. Popatrzył na mnie, jakby szukając przyzwolenia na pozostanie w mojej firmie. Oczywiście nie miałem powodów, aby go wypraszać, więc machnąłem dłonią na znak, że z mojej strony otrzyma pełne wsparcie w tej dyskusji. Widząc to moja klienta przerzuciła swój gniew z tego człowieka wprost na mnie. Zaczęła mi tłumaczyć raz jeszcze, że młody cygan próbował ukraść jej portfel i jeśli zaraz nie wyrzucę całej trójki ze sklepu, zadzwoni na policję. Jakby czując, że jej groźby niewiele mnie obchodzą, dodała iż mogę zostać posądzony o współudział w przestępstwie, skoro nie stanąłem po jej stronie. Gdy skończyła swoją wielką improwizację stwierdziłem, zresztą słusznie, że nic nie widziałem, więc nie mogę samodzielnie wydać wyroku. Spojrzałem w kierunku Moniki i zapytałem, czy coś widziała. Moja przyjaciółka odpowiedziała wprost, że najpierw usłyszała huk, a gdy się odwróciła, zobaczyła pochylającą się klientkę, zbierającą zawartość swojej torebki, która to chwilę temu musiała jej upaść. Potem wróciła do pracy i już nie widziała, co było dalej.
Już chciałem zapytać ojca o jego wersję wydarzeń, w końcu mógł też coś widzieć, a dziecięce wybryki się zdarzają, ale nie było mi to dane. Tutaj na scenę wkracza Adam.
Mój dobry przyjaciel w uprzejmy, jak dla siebie, sposób powiedział że mojej klientce chyba coś się poprzestawiało w głowie, bo to ona sama przez swoją nieuwagę zrzuciła torebkę ze swoich kolan, gdy próbowała zmienić pozycję. Czy klienta się oburzyła i nawrzeszczała na Adama? Jak najbardziej, jednak w przeciwieństwie do nas, on się nie kontrolował. Ton jego głosu był zdecydowanie wyższy i głośniejszy, więc bardzo szybko sprowadził kobietę do parteru mówiąc, że ma się zachowywać, bo nie jest u siebie. Potem, gdy wrzaski ustały, Adam powiedział twardym, ale opanowanym tonem, że młody faktycznie podniósł portfel z ziemi, ale nie uciekał z nim, tylko wyciągnął dłoń w kierunku kobiety, aby go oddać. Innymi słowy, chłopak chciał jej pomóc, a ta oskarżyła go o kradzież.
Gdy Adam skończył mówić, kobieta oczywiście nie przeprosiła za swoje zachowanie, tylko dalej oskarżała chłopca o kradzież. Zapytała Adama, skąd on może wiedzieć, co siedziało w głowie tego małego brudasa? Przecież miał okazję do kradzieży i pewnie by to zrobił, gdyby tylko nie został na tym przyłapany. Na co mój przyjaciel zapytał, skąd ona może wiedzieć, co siedziało chłopcu w głowie? Przecież miał okazję do pomocy i pewnie by jej udzielił, gdyby nie został oskarżony o kradzież. Kobieta, po usłyszeniu tego, znowu wybuchła i powiedziała, że to ona jest ofiarą, a wszyscy dookoła chcą jej wmówić coś innego. Na co Adam również miał przygotowaną odpowiedź. Powiedział, że nikt nie zamierza nikomu niczego wmawiać, a to klientka ma kij w dupie i powinna go wyjąć.
W tym właśnie momencie kobieta wybuchła po raz kolejny, tym razem jednak krzycząc najpierw na Adama, że jest niewychowany, a potem na mnie. Czemu na mnie? Bo chciała się poskarżyć na fatalną obsługę w mojej firmie. Krzyczała i krzyczała, że moi pracownicy są bezczelni, chamscy i wulgarni. Gdy w końcu zapytała, jak ja mogę w ogóle zatrudniać kogoś takiego jak on, nie mogłem powstrzymać się od uśmiechu i odpowiedziałem, że Adam nie jest moim pracownikiem, tylko zwykłym klientem.
W gwoli ścisłości, bo też tego nie rozumiem. Wiem że Adam wszedł po tej kobiecie i otwarcie poprosił o serwis, co raczej jednoznacznie świadczy o tym, że u mnie nie pracuje. Nie wiem, czy klientka powiedziała to w afekcie, czy nie słyszała prośby o naprawę. Tak czy inaczej, straszna pomyłka z jej strony.
Ale wracając. Gdy kobieta zrozumiała, że opierdol dostała od klienta, jej twarz zmieniła się z czerwonej na bladą. Osobiście nie widziałem, co się właściwie wydarzyło, ale wersja wydarzeń Adama wydawała się być bardzo prawdopodobna. Rodzina Romów nie robiła złego wrażenia, w dodatku Monika sama twierdziła, że kobieta zbierała swoje rzeczy z podłogi, więc dosyć prawdopodobne było to, że młody chciał jej w tym pomóc.
I chyba kobieta zrozumiała, że nie ma racji, choć nie zamierzała tego przyznać, ponieważ na sam koniec zagroziła nam policją. Wyciągnęła telefon i powiedziała, że zgłasza kradzież, a wszyscy tu zebrani mamy robić za świadków. Wiedziałem, że mnie osobiście nic się nie stanie, tak samo jak Monice i Adamowi. W końcu tylko staliśmy obok. Rodzina Romów również prawdopodobnie wyszłaby z tego bez szwanku. Zeznania Adama nie pozostawiłyby złudzeń. Chciałem już zakończyć tę szopkę i stwierdziłem, że jeśli ona chce wzywać policję i robić sobie problemy, to jej sprawa. A potem zadałem sobie pytanie, czy chcę się w to bawić? Odpowiedź była oczywista - Nie.
Wytłumaczyłem klientce, że nie ma twardych dowodów na kradzież, a składanie fałszywego zawiadomienia może ją pociągnąć do odpowiedzialności karnej. O dziwo, udało mi się odwieść ją od tego pomysłu. Chciała jednak za wszelką cenę pokazać, że to ona tu rządzi i kazała mi oddać jej rower, który serwisowałem. Na to ja odwróciłem się i wskazałem zawieszony na stojaku jednoślad, w którym brakowało kilku dość ważnych elementów, takich jak tylny hamulec i zapytałem, czy chcę odebrać rower w takim stanie. Klientka kazała mi go złożyć i oddać.
Kolejne wydarzenia przedstawiają się następująco. Po pięciu minutach klientka otrzymała swój rower i zapłaciła za wszystkie usługi bez jakichkolwiek uwag. Po jej minie i sposobie, w jaki opuściła serwis wywnioskowałem, że raczej więcej do mnie nie przyjdzie. Gdy tylko kobieta i jej dziecko opuścili teren mojej firmy, Romowie najpierw popatrzyli po sobie, a potem pokręcili głowami. Nawet oni byli zażenowani tym, co tu się wydarzyło. Nim wyszli, ojciec podszedł do Adama i najpierw uścisnął mu dłoń, a potem powiedział, że za tę nieocenioną pomoc otrzymuje specjalną zniżkę w jego warsztacie. Zgadza się. Facet prowadzi jeden z warsztatów samochodowych w moim mieście.
Historia kończy się tym, że rodzina Romów zrobiła zakupy w mojej firmie. Po dwóch dniach przyjechali do mnie swoimi rowerami z prośbą o dokonanie kilku drobnych poprawek. Tak czy inaczej, bardzo mili i przyjaźni ludzie. Naprawdę rzadko się zdarza, żeby ktoś miał tyle cierpliwości do osoby, która zwyzywała cię od najgorszych.
Komentarze
Prześlij komentarz