Gdy bierzesz czyjeś słowa za bardzo na poważnie

Ponieważ mamy jeszcze okres świąteczny stwierdziłem, że nie będę psuć wam dobrego i radosnego humory, więc tym razem zamiast po raz kolejny pokazywać wam, jak mało inteligentni potrafią być ludzie, postanowiłem zrobić coś innego. Może mi w to nie uwierzycie, ale ludzie robiący awanturę, kłócący się o byle co i nieużywających żadnych racjonalnych argumentów to margines moich klientów. Większość osób odwiedzających mój sklep i serwis to normalni, zdrowo myślący ludzie, rozumiejący że pewnych rzeczy nie da się zrobić w pięć minut. Nie jest też tajemnicą, że czasem odwiedzają mnie osoby poniżej osiemnastego roku życia, głównie chłopcy z pobliskiej szkoły podstawowej. Ogólnie naprawdę spoko ekipa lubiąca jeździć na rowerach.

I ta opowieść jest o jednym z takich klientów.

Nie przedłużając, zapraszam i życzę miłego czytania.

Jak wcześniej wspominałem, często odwiedzają mnie nie tylko dorośli, ale też dzieci i nastolatkowie, więc nie zdziwiłem się zbytnio, gdy do mojego sklepu wszedł chłopak mający na oko jakieś trzynaście lat. Powiedziałem szybko ,,dzień dobry" i już szykowałem się, żeby do niego podejść, jednak gdy tylko chłopaczek się na mnie spojrzał, odwrócił się i wyszedł. Lekko zdziwiony wzruszyłem tylko ramionami i wróciłem do pracy. Pomyślałem wtedy, że być może chłopak pomylił mój sklep z jakimś spożywczakiem albo inną piekarnią.

Sytuacja zmieniła się nieco, gdy następnego dnia ponownie zobaczyłem go wchodzącego do sklepu. Ponownie przywitałem się i zrobiłem krok w jego stronę, a on znowu odwrócił się i wyszedł.

Spojrzałem się w kierunku stanowiska roboczego, przy którym siedziała Monika, moja przyjaciółka i ponownie wzruszyłem ramionami. Przeszło mi przez myśl, że być może kiedyś chłopaczek coś narozrabiał w jej obecności, a ona postraszyła go szefem, czyli właśnie mną. Zapytałem ją o to, jednak Monika pokręciła głową. Ona również go nie kojarzyła, nawet z widzenia.

Gdy kolejnego dnia sytuacja się powtórzyła, czyli chłopak wszedł i natychmiast wyszedł po zobaczeniu, że się do niego zbliżam, postanowiliśmy wspólnie coś z tym zrobić.

Nie jest tajemnicą, że w kontaktach z klientami lepiej ode mnie radziła sobie właśnie Monika. Jej czarujący uśmiech i miły głos potrafiły zdziałać cuda, więc postanowiliśmy, że gdy kolejnego dnia chłopak do nas przyjdzie, ja będę siedział cicho, a ona najpierw go przywita, a następnie zapyta czego potrzebuje.

Nazajutrz chłopak ponownie do nas przyszedł. Tym razem ja ukryłem się za biurkiem i siedziałem cicho, podczas gdy Monika przejęła inicjatywę. Gdy tylko go zobaczyła, wyprostowała się siedząc na krześle i z uśmiechem od ucha do ucha powiedziała ,,dzień dobry", po czym zaprosiła gestem ręki chłopaka bliżej siebie. Ku mojemu niewielkiemu zaskoczeniu, w końcu znałem zdolności Moniki do rozmawiania z ludźmi, chłopak również się do niej uśmiechnął i podszedł do jej stanowiska. Gdy tylko to zrobił, najpierw sięgnął ręką do kieszeni, a potem wyjął z niej kilka monet. Monika w międzyczasie zapytała go, jak może mu pomóc, jednak on się nie odezwał. Zamiast tego wybrał jedną monetę i wrzucił ją do słoika z napiwkami Moniki, a resztę swoich pieniędzy schował z powrotem do kieszeni. Monika oczywiście podziękowała, natomiast chłopak z ponownie przybrał kamienną twarz, odwrócił się i jak gdyby nigdy nic wyszedł.

Zdziwienie, szok i niezrozumienie wypisane były na twarzy Moniki i mojej. Oboje wpatrywaliśmy się w siebie przez chwilę, aż w końcu wróciliśmy do swoich spraw, czyli ja do serwisowania roweru, a Monika do realizacji zamówień. Myśleliśmy wtedy, że może chłopak dostrzegł mnie kątem oka i znowu się mnie wystraszył, więc postanowiliśmy, że następnym razem, gdy tu wejdzie, zwyczajnie schowam się za biurkiem albo stołem warsztatowym, zależnie od tego, gdzie wtedy będę.

I tak, kolejnego dnia ponownie chłopak wszedł do mojego sklepu. Tym razem nie zatrzymał się nawet na chwilę, tylko od razu podszedł do stanowiska Moniki. Moja przyjaciółka oczywiście uśmiechnęła się i przywitała go. Próbowała go nawet jakoś zachęcić do rozmowy, jednak on nie wydusił z siebie ani słowa. Ja w tym czasie schowałem się za biurkiem i obserwowałem wszystko z ukrycia, jednak nie zaobserwowałem nic nowego. Chłopak wszedł, wrzucił monetę do słoika z napiwkami i wyszedł.

Następnego dnia sytuacja znowu się powtórzyła z tą różnicą, że do słoika z napiwkami nie trafiła moneta, tylko jakiś żeton. Potem, jeszcze następnego dnia, chłopak wrzucił do słoika znowu monetę, później kapsel od Tymbarku, a jeszcze później guzik od koszuli.

Po kilku jego odwiedzinach ustaliliśmy, w jakich godzinach się on pojawia i byłem już przygotowany na to, kiedy powinienem się schować. Z początku tylko ukrywałem się za stołem warsztatowym albo biurkiem. Z czasem, gdy scenariusz jego odwiedzin się nie zmienił, zaczynałem uciekać na zaplecze licząc na to, że być może dzięki temu chłopak powie Monice, co go sprowadza do sklepu rowerowego. Niestety, wszystkie nasze działania były nieskuteczne.

Ogólnie Monika w słoiku z napiwkami znalazła jeszcze kamyki podobne do tych, które wrzuca się rybkom do akwarium (takie kolorowe) cukierki, długopisy, chipsy, agrafki, spinacze biurowe, spinki do mankietów a raz nawet chłopak wrzucił do środka mleczny ząb. W sensie miałem nadzieję, że jest mleczny i wypadł mu sam z siebie. Byłem wtedy lekko skonsternowany tą sytuacją, ale to jeszcze nic przy ostatniej rzeczy, jaka trafiła od tego chłopaka do słoika z napiwkami Moniki.

Przy kolejnej wizycie nie chowałem się ani nie uciekałem, bo to i tak nic nie dawało. Chłopak zobaczył mnie, ale zamiast uciekać uśmiechnął się w moim kierunku, a ja odwzajemniłem ten gest. No cóż, była to jakaś odmiana. Chłopak podszedł do stanowiska Moniki i ponownie wrzucił coś do środka. Tym razem nie jednej, a trzy przedmioty, po czym standardowo wyszedł. Czekałem chwile, aż Monika wyjmie to, co wrzucił do środka i powie mi, czym tym razem została obdarowana. Czekałem odrobinę za długo, co mnie zaniepokoiło. Podniosłem wzrok na moją przyjaciółkę i przyznam się szczerze, jeszcze nigdy nie widziałem jej tak zszokowanej i przerażonej jednocześnie. Zawołałem ją, a ona spojrzała się na mnie i podniosła…….złoty pierścionek z diamentem. Ale to jeszcze nie było wszystko. Oprócz niego do słoika trafiły również złote kolczyki z małymi diamencikami.

Nie jestem jubilerem i nie znam się na kamieniach szlachetnych, ale na oko były to diamenty, w co również nie wątpiła Monika.

Wrzuciłem biżuterię do woreczka strunowego i poprosiłem Monikę, aby przy kolejnej wizycie oddała ją chłopakowi. Ona zgodziła się bez chwili wątpliwości. Wiecie, formalnie żadne z nas nie mogło zatrzymać biżuterii. Takie coś jako napiwek nie przejdzie.

Tego samego dnia mój serwis odwiedziła znajoma mi ekipa chłopaków z pobliskiej szkoły. Zdarzyła im się tak absurdalna sytuacja, że aż śmieszna. Całą ekipą, pięć osób, wjechali na porozrzucane po chodniku gwoździe. Efekt - dziesięć dętek do wymiany. Nie wiem, czy ktoś to zrobił po złości rowerzystom, czy komuś paczka wypadła z kieszeni, ale chłopacy jak mi to opowiadali byli delikatnie mówiąc wściekli.

Ponieważ zlecenie było większe niż standardowe, do pracy zabraliśmy się oboje z Monikę, dzięki czemu uwinęliśmy się z tym dość szybko. Na sam koniec, z czystej ciekawości, zapytałem ich, czy kojarzą może chłopaka, który przychodzi do mnie i regularnie wrzuca monety i inne przedmioty do słoika z napiwkami Moniki. Opisałem im go dokładnie, a oni powiedzieli, że tak. Znają go, co więcej, chłopak chodzi do ich szkoły. Co prawda do innej klasy, ale wiedzieli, kim on jest. Poprosiłem ich, aby spróbowali jakoś skontaktować się z rodzicami tego chłopaka i powiedzieli im, żeby zgłosili się do mojego sklepu, bo ich syn od kilku tygodni przychodzi i daje napiwki mojej przyjaciółce, a ostatnio najwyraźniej wyniósł z domu drogą biżuterię.

Jak poprosiłem, tak zrobili. I naprawdę, nie doceniłem ich zaangażowania w rozwiązanie tej zagadki. Myślałem, że zabiorą się za to dopiero następnego dnia, ale oni świeżo po opuszczeniu mojego serwisu wrócili do szkoły i zaczęli działać. Nie wiedziałem dokładnie, czy to oni dzwonili do rodziców tego chłopaka czy zrobił to któryś z nauczycieli, ale zostali oni powiadomieni o tym, gdzie znajduje się ich biżuteria.

Tego samego dnia, dosłownie kilka minut przed zamknięcie, w moim sklepie ponownie zjawił się ten chłopaczek, tym razem w towarzystwie swoich rodziców. Nie chcąc marnować czasu natychmiast pokazałem im biżuterię. Rozpoznali pierścionek i kolczyki. Nie miałem powodów, aby im nie wierzyć, więc zwróciłem im to, co należało do nich. Wzięli woreczek strunowy z biżuterią i chyba ze trzy razy przeprosili mnie za zaistniałą sytuacje. Jednocześnie zaznaczyli, że postarają się bardziej pilnować swojego dziecka.

W opinii mojej i Moniki ich przeprosiny były zupełnie niepotrzebne. Chłopak nie przysporzył nam żadnych kłopotów, a jedyne lekkie zdezorientowanie całą tą sytuacją. Rodzice chcieli się już pożegnać, jednak nie mogłem nie skorzystać z okazji i musiałem zapytać tego chłopaka, czemu od kilku tygodni przychodzi i nic nie kupuje, tylko daje mojej pracownicy napiwki.

Chłopak niestety nie odpowiedział. Sprawiał wrażenie, jakby go nie było. Zamiast niego odpowiedzieli jego rodzice. I jeśli mam być szczery, to takiej historii w życiu bym się nie spodziewał.

Otóż wujek tego chłopaka jest stałym bywalcem w mojej firmie. Często kupował części, korzystał z usług serwisu i takie tam. Ogólnie jako klient wydaje się być bardzo zadowolony. Na kilka dni przed pierwszą wizytą chłopaka, mój stały klient powiedział, że zawsze gdy przychodzi do mojej firmy zostawia napiwek Pani Monice, bo niezależnie od tego, z jakim problemem do niej przyjdzie, ona zawsze znajdzie idealne i szybkie rozwiązanie, a takie osoby należy nagradzać, bo wykonują kawał dobrej roboty.

Bardzo miłe, sami musicie przyznać. Zupełnie jednak nie wyjaśniało, dlaczego u licha ten chłopak sam z siebie wchodził do mojego sklepu i bez słowa dawał Monice napiwek. Sytuacja nabrała sensu, gdy dowiedziałem się, że chłopak ma autyzm. Gdy jego wujek powiedział, że Monikę należy doceniać i dawać jej napiwek za dobrze wykonaną pracę, chłopak zrozumiał to dosłownie.

Pozostaje tylko pytanie, dlaczego chłopak chodził sam po ulicy? No więc, nie chodził. Zawsze ktoś był w jego pobliżu, rodzice albo starsza siostra, jednak czasami zdarzało się, że chłopak na chwilę gdzieś odbiegał, wchodził do różnych sklepów i zaraz z nich wychodził. Nie dziwiło więc nikogo, że przechodząc obok mojego serwisu robił dokładnie to samo.

Dzień wcześniej musiał ukradkiem wyjąć ze szkatułki na biżuterie kolczyki i pierścionek z zamiarem podarowania ich Monice za jej ciężką pracę.

No cóż, wyjaśnienie sprawiło, że dosłownie szczęka mi opadła. Stojąc obok mnie Monika zamarła w bezruchu na kilka sekund i dopiero pstryknięcie palcami tuż nad jej uchem przywróciło jej świadomość. Ani ona, ani ja nie spodziewaliśmy się takiego obrotu spraw.

Oddaliśmy rodzicom chłopaka wszystkie przedmioty, które trafiły do słoika. Monika oddała im również monety dane jej jako napiwek. Jeśli kogoś interesuje, jaka to była kwota, to było to jakieś pięć złotych. Początkowo nie chcieli ich wziąć, jednak sama Monika przyznała, że ona od tego nie zbiednieje, a ich syn będzie miał chociaż pięć złotych na gumę do żucia. Gest ten został przez nich doceniony i wprawdzie przyjęli drobne, ale ojciec chłopaka do słoika z napiwkami wrzucił banknot dziesięciozłotowy.

Czy ta historia ma jakiś morał? Osobiście twierdzę, że nie. Dlaczego więc postanowiłem ją wam opowiedzieć? Po pierwsze, chciałem wam pokazać, że moja firma to nie tylko magnez na stereotypowych chamskich i bezczelnych klientów nierozumiejących podstaw funkcjonowania w społeczeństwie, ale też miejsce, gdzie faktycznie można usłyszeć miłą i podnoszącą na duchu historię. Po drugie, są święta a ja obiecałem sobie wstawiać swoją historię w każdy poniedziałek. Pokazanie w tym czasie historii, w której ktoś krzyczy, grozi sądem, obraża się albo demoluje mój serwis, byłoby zwyczajnie niefajne.

Dla tych, którzy chcą treści bardziej emocjonalnych. Spokojnie, już za tydzień historia, która naprawdę podniosła ciśnienie. I to nie tylko mnie czy Monice. Tam zaangażowana jest większa ilość osób.

Mam nadzieję, że historia się podobała. Zostaw po sobie strzałeczkę, napisz komentarz i daj follow, a ja odwdzięczę się kolejnymi opowieściami z serwisu rowerowego

Zapraszam również do pozostałych moich historii. Można je przeczytać na Reddit'cie lub na moim blogu.

To tyle ode mnie. Do zobaczenia następnym razem.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Gdy władza uderza do głowy - opowieść z serwisu rowerowego

Problem ze starymi ludźmi i ich przekonaniami - opowieść z serwisu rowerowego

Rower elektryczny, ale nie elektryczny??? - opowieść z serwisu rowerowego