Smutna historia roweru
Często słyszę takie stwierdzenie, że nie trzeba oddawać roweru do serwisu, bo naprawianie go jest proste, łatwe i szybko można się tego nauczyć. Generalnie jeśli ktoś ma smykałkę do prac technicznych to da radę sam lub z pomocą poradników internetowych wyklepać rower. Wiedza ta jest szeroko dostępna i jeśli ktoś umie szukać, to ją znajdzie. Sytuacja nieco przybiera inny wymiar, kiedy ktoś nie bardzo potrafi używać narzędzi lub nie wie, jak szukać dobrych informacji w internecie. Najgorzej dzieje się, gdy taka osoba nie potrafi jednego i drugiego. Wtedy dochodzi do sytuacji popapranych i, nawet znalazłem nawiązanie do tytułu, smutnych.
Jak niewiedza w połączeniu z wyznawaniem idei ,,znam się na wszystkim" może doprowadzić rower do stanu, może nie tragicznego, ale bardzo złego? Zaraz wam pokażę
Zanim jednak przejdę dalej, chciałbym gorąco podziękować kolejnemu patronowi, Avarikk, która jako druga postanowiła wesprzeć moją twórczość. Mam nadzieję, że moje historie z serwisu rowerowego wywołują u ciebie uśmiech na twarzy i chęć do sprawdzenia się w tym jakże ciekawym sporcie, jakim niewątpliwie jest jazda rowerowa. Dzięki tobie dostałem takiego przypływu szczęścia, że przez cały kolejny dzień chodziłem szczęśliwy, jakbym co najmniej trafił szóstkę w lotto.
Dziękuje również Maurycemu, mojemu pierwszemu patronowi.
To tyle ze wstępu. Zapraszam i życzę miłej zabawy.
Któregoś dnia, gdy sezon rowerowy powoli się kończył, zadzwonił do mnie klient z dość prostym pytaniem. Mianowicie, chodziło o zdemontowanie pedałów. Nie jest to jakaś bardzo czasochłonna ani wymagająca dużego doświadczenia czynność serwisowa, więc odpowiedziałem klientowi, że jak najbardziej mogę taką naprawę wykonać i zrobię to od ręki, więc jeszcze tego samego dnia będzie można odebrać rower. Podałem również koszt takiej usługi, po czym ucieszony klient odpowiedział, że niedługo się u mnie zjawi. Na zakończenie powiedział, że kupił rower przez internet do samodzielnego złożenia i przykręcenie pedałów szło mu strasznie ciężko, że aż musiał poprosić dwóch kolegów, żeby mu przy tym pomogli.
Zrobiłem wielkie oczy, bo czułem co się święci i pewnie większość osób znających się na rowerach też już wiedzą, ale nie uprzedzajmy faktów.
Nie zdążyłem jednak nic powiedzieć o swoich przypuszczeniach, ponieważ klient się rozłączył. Nie pozostało mi więc nic innego, jak poczekać na dostarczenie tego roweru.
Czekałem dokładnie dwie godziny. Klient przyprowadził rower, który okazał się być budżetową wersją roweru MTB i poprosił o założenie w nim pedałów wpinanych SPD. Oczywiście dostarczył mi te, które chciał zamontować.
Niestety nie mogłem przystąpić do pracy, a powód był taki, że pedały były źle zamontowane i zniszczyły gwinty w korbach. W jaki sposób do tego doszło? Niezależnie od tego, jaki rower kupujecie, pedały do niego zawsze będą kierunkowe, czyli że jeden będzie pasował do prawej korby, a drugi do lewej. Będąc bardziej dokładnym - jeden pedał ma prawy gwint, a drugi lewy. Oczywiście korby w rowerach również są produkowane na tej samej zasadzie i wkręcenie do którejś z nich nie tego pedału co trzeba sprawia, że gwint dosłownie przestaje istnieć. Efekt jest taki, że korby i pedały nadają się tylko na śmietnik.
W tym rowerze niestety tak było. Pedały wprawdzie trzymały się na swoim miejscu, ale były krzywo wkręcone, co jeszcze bardziej zmniejszało szanse na odratowanie korb.
Powiedziałem klientowi, że bardzo mi przykro, ale pedałów w tym rowerze nie da się już wymienić. A przynajmniej nie bez wymieniania korb. Wyjaśniłem mu, skąd taka kolej rzeczy i zaproponowałem, że dokonam koniecznej wymiany, jednak spotkałem się z odmową. Klient stwierdził, że mam zdemontować pedały i zamontować nowe, bo od tego przecież jestem.
Wyjaśniłem więc raz jeszcze, co się wydarzyło w tym rowerze i że montaż jest niemożliwy. Na co on powiedział, że ze mnie jest ,,tu pada slangowe określenie na pewną żeńską część ciała" a nie serwisant rowerowy i kazał mi dać mu odpowiedni klucz. Spełniłem jego prośbę, po czym obserwowałem, jak przez pięć minut ten człowiek próbuje odkręcić pedały. Jego rower najpierw znajdował się w pozycji takiej, jak powinien, czyli z kołami na ziemi, potem klient odwrócił go tak, że kierownica i siodełko były na podłodze, a na końcu położył rower na bok.
Jeśli kogoś ciekawi, jakim cudem to tak mocno trzymało, ujmę to w ten sposób - jak wkręcicie lewy pedał do prawej korby na siłę, to z taką samą siłą później musicie go zdemontować. Tak działają gwinty, a raczej ich całkowita dewastacja.
I żeby była jasność, kilkukrotnie proponowałem że zamontuje nowe korby, ale moja pomoc była za każdym razem odrzucana. Naprawdę demontowanie pedałów w tym rowerze mijało się z celem i nie widziałem żadnego sensownego powodu w tym, co robił ten człowiek, bo i tak korby nadawały się jedynie na śmietnik.
Może też kogoś zaskoczę, może nie, ale te wspomniane pięć minut to czas, w jakim właściciel tego roweru odkręcił tylko jeden pedał. Gdy to zrobił, cały spocony, czerwony jak cegła i zasapany powiedział, że ja mam odkręcić drugi, bo nie po to przyjechał tu z daleka, żeby teraz się męczyć. Odpowiedziałem dokładnie to samo co wcześniej, że nie ma najmniejszego sensu demontować tych pedałów, na co mężczyzna odpowiedział, że jest sens. Zapytałem go więc, co da ten demontaż, na co on stwierdził, że przecież korby można na nowo nagwintować.
Generalnie można, ale w tym przypadku nie było już czego gwintować, bo otwór w korbie tak się poszerzył, że nic już tam nie będzie dało się wkręcić.
I to wyjaśnienie również przedstawiłem temu człowiekowi. On w odpowiedzi nic nie powiedział, tylko wziął przyniesione przez siebie pedał i zaczął go wkręcać w korbę. Rzuciłem szybkie ostrzeżenie w jego stronę, że w ten sposób zniszczy gwint również w pedale i chyba udało mi się przemówić mu do rozsądku, bo po kilku ruchach zaniechał wykonywanej przez siebie pracy. Co nie oznaczało, że przyznał się do błędu. Pokazał ręką na wkręcony na zaledwie dwa centymetry w głąb korby pedał i obwieścił, że da się to zrobić, tylko należy użyć siły.
Nie wytrzymałem tego pokazu pewności siebie i wyciągnąłem korby oraz pedały z szafki na części zamienne. Połączyłem je ze sobą w mniej niż trzydzieści sekund i to bez użycia klucza udowadniając tym samym, że ta czynność nie powinna być robiona na siłę. Klienta jednak to nie przekonało i stwierdził, że te korby są z górnej półki i w nich montaż pedałów jest dużo prostszy.
Pokazałem najtańsze korby i pedały jakie miałem w sklepie, ale tego już mu nie powiedziałem, bo nie miałem ochoty na dalszą dyskusję. Wiedziałem już, że czegokolwiek bym nie zrobił, to jego zdania nie zmienię.
Co nie oznaczało, że dyskusja z nim została zakończona, bo nadal kazał mi dokończyć demontaż i zamontować pedały SPD. Oczywiście się nie zgodziłem i nadal trwałem przy swoim. On jednak zamiast zrozumieć, że tych korb nic już nie uratuje, zwyzywał mnie od nierobów i zażądał rozmowy z kierownikiem. Lekko się zirytował gdy mu powiedziałem, że kierownika w tym sklepie nie ma. Zażądał więc rozmowy z jakąś osobą decyzyjną, więc zaproponowałem właściciela sklepu. Zgodził się i nawet klasną w dłonie z radości na tę wieść, a potem szczęście ustąpiło miejsca załamaniu, gdy powiedziałem mu, że to ja jestem właścicielem.
Przez chwilę próbował straszyć mnie tym, że obsmaruje mnie w internecie za odmowę wykonania usługi, ale mając już doświadczenie z takimi osobami zamiast się wystraszyć zaproponowałem, aby dobrze przemyślał moją propozycję naprawy, bo będzie ona dużo skuteczniejsza i przede wszystkim bezpieczniejsza, bo umówmy się, jakby mu pedały z tych korb wypadły, to prawdopodobnie na zadrapaniach by się nie skończyło.
Na zakończenie mężczyzna ten zaczął mieć pretensje i pytać ,,co to za filozofia zdemontować pedał, nagwintować korbę i wkręcić nowy?" a ponieważ wszystko zostało już powiedziane w sprawie tych korb, odpowiedziałem tylko krótkim ,,nie zrobię tego". Tymi słowami doprowadziłem klienta do wściekłości. Zabrał swój rower i wyszedł, rzucając mi w drzwiach, że on tak tego nie zostawi i jeszcze zobaczę.
Skończyło się na tym, że wystawił mi opinię na google. Odpisałem na nią, w dużej mierze zamieszczając to, co mu powiedziałem oraz zgłosiłem naruszenie. Po kilku godzinach opinia zniknęła.
Temat tego człowieka został zakończony, ale niestety jego rower przeszedł przez piekło.
Po jakimś czasie do mojego sklepu przyszedł inny klient z prośbą o zamontowanie normalnych pedałów MTB, ponieważ kupił rower na OLX, w którym były założone te wpinane, czyli SPD. Domyśliłem się, o jaki rower może chodzić, a gdy go zobaczyłem, byłem już całkiem pewny. Był to dokładnie ten sam rower. Wprawdzie nie sprawdziłem numerów ramy, ale model pedałów SPD był dokładnie ten sam, który przyniósł tamten mężczyzna.
Tak czy inaczej zostałem poproszony o zdemontowanie pedałów zamontowanie innych, więc postanowiłem to zrobić.
I na postanowieniu się niestety skończyło.
Gdy wieszałem rower na stojak pomyślałem, że klient mimo wszystko wymienił korby na inne, bo w końcu w jaki inny sposób miałby cokolwiek do nich zamontować. No okazało się, że był jeszcze jeden sposób.
Gwintowanie musiało nie przynieść skutku, bo pedały były do tych korb przyspawane.
Trzy razy przecierałem swoje okulary by upewnić się, że na pewno widzę dobrze.
Klientowi musiałem powiedzieć, że zdemontowanie pedałów jest niemożliwe z uwagi na to, że poprzedni właściciel roweru popełnił herezję i przyspawam pedały do korb, czym skutecznie uniemożliwił ich demontaż. Jak można było się domyślić, klient lekko się zagotował i zapytał, czy jest jakaś szansa na odratowanie tego roweru, na co odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że jest. Jak to zrobić? Wystarczy tylko wymienić korby na nowe.
Pokazałem wszystkie potrzebne części zamienne i podliczyłem wszystko łącznie z robocizną, jednak nie dostałem zgody na rozpoczęcie prac. Powód był dość prosty. Klient nie posiadał przy sobie wystarczająco dużo gotówki. Zapytał mnie zamiast tego, czy jest jakaś inna możliwość na zamontowanie zwykłych pedałów, ale musiałem go rozczarować, bo odpowiedź była negatywna. Wszystko co mogłem zrobić, to przyjąć rower na stan i zaproponować, że wymienię korby, a opłatę za usługę przyjmę przy odbiorze, ale ponownie spotkałem się z odmową. Klient stwierdził, że wróci za jakiś czas.
Czekałem na niego jeden dzień, dwa, trzy potem tydzień, jednak nie było po nim i jego rowerze nie było śladu. Wyczekiwałem go, ponieważ bardzo chciałem poznać zakończenie historii tego roweru, bo w końcu niecodziennie widzi się tak wykonaną naprawę. Mowa tu o spawaniu korb rzecz jasna. Moja rada na przyszłość - nigdy tak nie róbcie.
Tak czy inaczej nie widziałem więcej tego roweru przez dobre kilka tygodni. Nie pozostało mi więc nic więcej, jak tylko zmówić pacierz za ten rower, prosząc Matkę Boską z Ghisallo, aby ulitowała się nad nim i dała mu dobrego właściciela, który odpowiednio o niego zadba.
I wiecie co? Moje modły zostały wysłuchane.
Gdy nastał kolejny sezon rowerowy, do mojego serwisu zgłosiła się klientka z prośbą o wymianę…..korb w swoim rowerze. Tak, zgadliście, to był dokładnie ten rower. Klientka zdawała sobie sprawę, że korby nadają się tylko do wyrzucenia, bo spawanie uniemożliwiło zamontowanie zwykłych pedałów i miała na uwadze to, jakie koszty ją czekają. Nie żeby były one jakoś ogromne, podzespoły należały do tych tańszych, ale sam fakt tego, że ta kobieta była świadoma napraw, jakie trzeba wykonać, bardzo mnie ucieszył.
W międzyczasie podczas wykonywania prac zapytałem ją, jak weszła w posiadanie tego roweru, a ona odpowiedziała, że kupiła go od jakiegoś młodego chłopaka, który wyjeździł do Holandii i nie miał co z nim zrobić. Wedle jej opowieści rower ten stał w piwnicy przez kilka miesięcy, w co nie trudno było mi uwierzyć. Nie tylko ze względu na nadal znajdujące się w korbach pedały SPD, ale również przez stan takich podzespołów, jak łańcuch czy hamulce.
Tak czy inaczej kobry zostały wymienione. Klientka przejechała się na rowerze i z radością obwieściła, że wszystko pasuje, ale prosi jeszcze o nasmarowanie łańcucha i regulację przerzutek oraz hamulców. Oczywiście wszystko to zostało wykonane, dodatkowo również podpompowałem opony a także wyczyściłem ramę, bo jednak miesiące spędzone w piwnicy zrobiły swoje i ta nie wyglądała za dobrze. Koniec końców rower dostał drugie życie i po wstępnych analizach śmiało mogłem stwierdzić, że jest w pełni sprawy. Po jeździe próbnej wykonanej już na wyregulowanym rowerze klientka stwierdziła, że zrobiła interes życia na tym rowerze. Pchany czystą ciekawością zapytałem, za ile kupiła ten rower.
Jej odpowiedź sprawiła, że zrobiłem się nieco zazdrosny, bo sam zrobił bym na tym rowerze dobry interes. Klientka kupiła go za sto złotych. Oferta bardzo okazjonalna.
Tak czy inaczej skończyło się na tym, że rower został naprawiony zgodnie ze sztuką i mógł w pełni bezpiecznie służyć za środek transportu. Jego historia trwa nadal, ponieważ co jakiś czas kobieta ta odwiedza mój serwis. Ostatnim razem złapała gumę i wymieniałem jej dętkę. Jak się okazało, rower służy jej perfekcyjnie. Jeździ nim najczęściej do pracy albo po zakupy, bo właśnie z taką myślą szukała dla siebie roweru. No i go znalazła.
Mam nadzieję, że historia się wam spodobała. Jeśli tak, zachęcam to zostawienia strzałeczki w górę i komentarza, bo to mi strasznie pomaga w pisaniu nowych historii, a nie ma lepszej motywacji niż świadomość tego, ilu osobom wywołałem uśmiech na twarzy. Jeśli nie chcesz żadnej przegapić zostaw follow.
Dziękuje jeszcze raz Avarikk za dołączenie do grona moich patronów. Dziękuje również Maurycemu za wsparcie.
To tyle ode mnie
Do zobaczenia następnym razem.
Komentarze
Prześlij komentarz