Niekończąca się opowieść

W mojej pracy ludzie często przychodzą do mnie z różnymi problemami. A to hamulce nie działają, amortyzator przestał działać, kierownica ma luzy i takie tam. Najczęściej tego typu uszkodzenia nie wiążą się z dużymi kosztami napraw. Nie są też bardzo czasochłonne, ale wymagają posiadania pewnej wiedzy technicznej. Jest ona kluczowa, żeby naprawa przyniosła zamierzony efekt.

Dlaczego o tym wspominam? Ponieważ bardzo często spotykam się z sytuacją, w której komuś zdaje się, że wie lepiej co należy zrobić.

Nikt na świecie nie jest w stanie wiedzieć wszystkiego. A mechanika ma to do siebie, że wiedza teoretyczna często nie wystarcza i potrzeba jest również praktyka. Jeżeli np. ktoś tylko czytał i widział na filmikach, jak zamontować wolnobieg  (tą zębatkę z tyłu) ale nigdy wcześniej tego nie robił, prawdopodobnie zrobi to źle. Myślicie że to niemożliwe? Średnio trzy koła rocznie przyniesione przez klientów są do wyrzucenia właśnie przez to, że źle zamontowali zębatkę. Jak? Ano tak, że wkręcają ją krzywo i niszczą w ten sposób miejsce montażowe.

Wolnobieg ma wejść gładko, a nie ciężko. Jeśli wchodzi ciężko to znak, że coś poszło nie tak. To takie małe info od autora.

Ale dobra, to są kwestie części zamiennych. Tutaj albo coś pasuje i jest dobrze zamontowane, albo nie. Nie ma nic pomiędzy. Co innego, gdy do gry wchodzi regulacja. Tu dopiero zaczyna robić się ciekawie. W dużym uproszczeniu, reguluje się głównie dwa układy w rowerze - hamulcowy i napędowy. O ile z tym pierwszym nie ma dużej filozofii, hamulce działają albo nie, tak nad napędem trzeba się już trochę pochylić.

Nie chcę zdradzać tu wszystkich szczegółów, bo dowiecie się o nich w tej historii, ale wspomnę tylko o jednym. To, że przerzutki czasem nie działają jak powinny, to nie musi być ich wina.

Nie przedłużając, oto moja historia.

Do serwisu zgłosił się klient, mężczyzna w wieku około dwudziestu lat z bardzo prostym zleceniem. Chciał przygotować swój rower do sezonu, więc poprosił o wykonanie przeglądu podstawowego, czyli podstawowych regulacji i napraw. Rower nie należał to jakoś szczególnie wyjątkowych ani przestarzałych. Od klasyczny góral, którym można śmigać właściwie wszędzie. Tak więc same naprawy nie były bardzo skomplikowane ani pracochłonne. Najwięcej czasu spędziłem na czyszczeniu napędu. Jest to o tyle ważne, że zabrudzonego układu nie da się poprawnie wyregulować ani naprawić, a aby doprowadzić go do należytego stanu, najlepiej jest zdemontować kilka części.

I tak, wiem że niektórzy zaraz napiszą mi, że nie trzeba tego robić i da się wyczyścić układ napędowy bez demontażu. Odpowiem tak - zdejmijcie łańcuch, wyczyśćcie w jakiejś dobrej chemii i zobaczcie, jak ładnie się prezentuje. Spray jest dobry, ale lepiej sprawdza się włożenie łańcucha do shaker, zalane płynem i wstrząśnięcie. To jest najlepsza metoda czyszczenia. I proszę mi nie pisać, że zwykły spray ma takie same właściwości albo sprawdza się lepiej, bo oszczędza czas. Moja cierpliwość też ma granice.

Czy jest wyjątek od tej reguły? Tak i ten wyjątek nazywa się wolnobieg. Jego faktycznie lepiej wyczyścić w sposób klasyczny, wygrzebać błotnistą zawartość z pomiędzy zębatek i odtłuścić.

Dobra, bo się znowu rozpisałem nie na temat.

Czyszczenie napędu w tym konkretnym rowerze zabrało mi nieco więcej czasu niż zazwyczaj, ale nie przysporzyło wielu problemom. Regulacja odbyła się bez większych komplikacji, wszystkie pozostałe czynności serwisowe również. Czy użyłem jakiś części zamiennych podczas przeglądu? Jak najbardziej. Wymieniłem zniszczone pancerze hamulcowe oraz postrzępione linki. Od zwykła rutynowa praca serwisowa. Ciekawie zrobiło się w momencie, gdy wróciłem do napędu.

Jak powszechnie wiadomo, nic nie trwa wiecznie i większość rzeczy zwyczajnie się psuje, nie inaczej jest w przypadku części rowerowych.

Podczas jazdy próbnej poczułem, jak korba strzela przy mocniejszym naciśnięciu. Niechybnie zwiastuje to konieczność wymiany zębatki i łańcucha. O tym fakcie poinformowałem klienta telefonicznie. Zaproponowałem wymianę bez konieczności płacenia za robociznę, jednak klient się nie zgodził argumentując to tym, że jego rower potrzebuje tylko odpowiedniej regulacji, a napęd jeszcze trochę wytrzyma. Gdy zapytałem go, po czym tak wnioskuje, odpowiedział że jego kolega sprawdzał łańcuch przymiarem.

W głowie miałem tylko myśl - ,,jak sprawdzał brudny łańcuch to mogło mu wyjść wszystko".

Błagam, nie sprawdzajcie i nie serwisujcie napędu bez czyszczenia, to się zawsze źle kończy. Zwłaszcza jeśli rower jest używany do jazdy w każdą pogodę.

Info od autora. Przymiar służy do sprawdzania stanu wyciągnięcia łańcucha, czyli po polsku - czy nadaje się on do użytku, czy już jego życie dobiega końca.

Poinformowałem klienta, że w mojej ocenie łańcuch oraz zębatkę powinno się już wymienić, co na pewno zwiększy komfort z jazdy, jednak ponownie otrzymałem odpowiedź, że konieczna jest tylko regulacja i nic poza tym.

 Jak chciał, tak zrobiłem. Rower został przeze mnie zrobiony i już następnego dnia klient odebrał swój pojazd z mojego serwisu. Wyobraźcie sobie, że na długo klient mnie nie opuścił. Już po kilku minutach do mojego sklepu ponownie zawitał klient ze swoim rowerem z informacją, że przerzutki nadal nie działają poprawnie. Chcąc poprawnie przeprowadzić rozmowę zapytałem klienta, co rozumie przez ,,nie działają poprawnie" na co on odpowiedział, że podczas jazdy słychać jakby ,,strzał" i czuć że łańcuch nie ma się o co zaprzeć. Odparłem, że jest to spowodowane zużytym układem napędowym i wytłumaczyłem, w czym tkwi problem. Klient jednak stwierdził, że to nie jest możliwe i postawił mi ultimatum. Albo wyreguluję ten rower, albo zwracam część pieniędzy, które zapłacił.

Znacie mnie nie od dziś i wiecie, że tak łatwo się nie poddaje.

Wziąłem swój przymiar i pokazałem klientowi, że łańcuch jest już zużyty. Mężczyzna jednak był pewny swego i stwierdził, że to mój przymiar musi być zły, bo wcześniej jego kolega sprawdzał łańcuch i wtedy wszystko wyglądało dobrze. Odpowiedziałem, że innej diagnozy nie jestem w stanie postawić i dla potwierdzenia swoich słów wziąłem drugi przymiar z innego stanowiska serwisowego. Dla pełnej wiarygodności wyciągnąłem nowy przymiar ze skrzynki narzędziowej dostępnej do kupienia przez klientów i również nim zmierzyłem zużycie łańcucha.

Wszystkie trzy przymiary pokazały dokładnie to samo. Łańcuch nie nadaje się do użytku. Tym udało mi się przekonać klienta, który najpierw zmieszał się, potem podziękował za prezentację a następnie wyszedł ze sklepu razem ze swoim rowerem. Chciałem wspomnieć, że moja propozycja wymiany napędy jest aktualna, jednak widząc jego zbolałą i niepewną minę wolałem ugryźć się w język. Nie lubię drażnić klientów, a ten mężczyzna najwidoczniej źle znosił wytykanie błędów.

W tamtym momencie nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo miałem rację.

Następnego dnia klient powrócił do mojej firmy. Nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, mężczyzna rzucił szybkie ,,pamięta mnie pan?" na co skinąłem głową, a on odpowiedział ,,to dobrze, bo ja po swój łańcuch przyjechałem". Uniosłem pytająco brew w jego kierunku zupełnie nie rozumiejąc, co właściwie chciał przez to powiedzieć. Ponieważ czułem, jak w powietrzu unosiła się atmosfera wzajemnej nieufności od dobrych pięciu sekund, zapytałem wprost - ,,mam wymienić łańcuch, tak?" Szykowałem się już do wypowiedzenia klasycznej formułki dotyczącej wymiany pojedynczych elementów napędu w rowerze, jednak tym razem nie było to konieczne. Klient odpowiedział mi, że jak najbardziej mam wymienić łańcuch, ale na ten sam, który był założony wcześniej.

Moje szare komórki na chwile zawiesiły swoją działalność, niczym Bogdan Boner w ostatnim sezonie Egzorcysty.

Poprosiłem klienta o wyjaśnienie mi tego, co właściwie miał na myśli. Po kilku powtórzeniach tego samego stwierdzenia, że mam założyć ten sam łańcuch, który był zamontowany wcześniej, usłyszałem coś, co podniosło mi ciśnienie. Klient razem ze swoim przyjacielem, wielkim znawcą rowerowym i mistrzem mechaniki, przynajmniej w jego mniemaniu, przeprowadzili własne śledztwo i po oględzinach roweru doszli do wniosku, że podczas prac naprawczych doszło do podmiany części zamiennych. Bardziej po ludzki, zostałem oskarżony o zamontowanie części gorszych niż te, które już w rowerze były.

Odpowiedziałem prosto i rzeczowo, że nie robię takich rzeczy i nie podmieniam części. Klient stwierdził, że być może przy dużej ilości pracy nie zauważyłem, że biorę łańcuch od innego roweru, który był serwisowany. Wspaniałomyślnie powiedział, że pomyłki się zdarzają, więc nie spotkają mnie żadne konsekwencje prawne z tego tytuły, jeżeli oddam mu to, co jego.

Nie wiem jak wy, ale mnie nie zdarzyło się nigdy naprawiać dwa rowery naraz. Jasne, wspomniałem o drugim stanowisku roboczym, ale ono służyło do przygotowania roweru w celu sprzedania go lub wykonania szybkich napraw, takich jak wymiana dętki czy regulacja. I najważniejsze, ja na tym stanowisku nie pracowałem, tylko drugi pracownik - moja przyjaciółka i ekspert sprzedaży internetowej, Monika.

Powiedziałem wprost, że żadne części nie zostały podmienione, wszystko z czym rower przyjechał zostało ponownie zamontowane, a łańcuch był wyciągnięty, o czym wspominałem telefonicznie i co zostało zawarte w notatkach na fakturze. Klient jednak nie dał się przekonać i stwierdził nawet że ma dowód na poparcie swoich słów. Dowodem tym był fakt, że przymiar jego przyjaciela wskazał większe zużycie niż to, jakie było przed wizytą w moim serwisie.

Nie myślałem specjalnie długo, co na to odpowiedzieć, więc wysiliłem się tylko na krótkie ,,no bo łańcuch był brudny, więc miernik wskazał mniejsze zużycie". Klient po moich słowach próbował coś wymyślić, jednak poza wypowiedzeniem kilku niepasujących do siebie zdań stwierdził, że musi to skonsultować ze swoim znajomym, po czym wyszedł.

Ponowne spotkanie nastąpiło po dwóch dniach. Mężczyzna nie poruszał tematu podmienionych części. Nawet nie pojawił się ze swoim rowerem. Ponieważ ja byłem zajęty, obsługą zajęła się Monika. Usłyszałem, jak mężczyzna prosi o nowy łańcuch do jego roweru. Podał konkretnie, jakiej firmy produkty go interesują, a Monika dała mu to, czego potrzebował. Nim jeszcze doszło do transakcji wspomniałem, że przy wymianie łańcucha warto również wymienić tylną zębatkę, bo inaczej płynna jazda na rowerze może być niemożliwa. Usłyszałem od klienta, że ma znajomego co zna się na rzeczy i wie doskonale, co robi.

Jego wiedza była tak skuteczna, że jeszcze tego samego dnia klient wrócił, tym razem z rowerem na którym znajdował się założony nowy łańcuch i powiedział, że sprzedaliśmy mu wadliwą część zamienną. Zapytałem więc, dlaczego sprzedana przez mój sklep część jest wadliwa, na co klient odparł, że teraz jeździ się jeszcze gorzej niż poprzednio, bo korba bez przerwy strzela przy mocniejszym naciśnięciu. Nim zdążyłem powiedzieć, co jest na sto procent przyczyną takiego stanu rzeczy, klient odpowiedział, że to na pewno wina producenta, bo w łańcuchu jest zbyt mało ogniw.

Gdy to usłyszałem, poprosiłem o rozwinięcie tej myśli. No i szczegółowe rozwiniecie otrzymałem. Na opakowaniu znajdowała się informacja, ile łańcuch posiada ogniw. Klient po jeździe próbnej szukał przyczyny złego stanu roweru i zaczął liczyć ogniwa. Wyszło mu jedno za mało.

Czy coś takiego może się zdarzyć? Generalnie tak, w fabrykach pomyłki się zdarzają. Sam dostałem rower ze źle naklejoną nazwą modelu na ramie albo stopkę w której brakowało śrub.

Ale akurat w tym przypadku wszystko się zgadzało. Czy liczyłem ogniwa? Nie. Po prostu zapytałem klienta, jak je policzył. Odpowiedział, że zdjął łańcuch, potem policzył ogniwa, a następnie znowu go założył, żeby tu przyjechać. Na to ja zapytałem, czy policzył również spinkę do łańcucha, która też wlicza się jako ogniwo podczas pomiaru długości.

Mina klienta, gdy o tym powiedziałem, jest niedoopisania. To jednak nie był koniec newsów, jakie go czekały. Pochyliłem się nad rowerem i pokazałem mu, w czym tkwi problem. Tylna zębatka wymagała wymiany. Skąd to wiedziałem? To w sumie jest dość ciekawe, więc to w skrócie opisze - jeżeli zęby mają szpiczasty kształt, to znaczy, że zębatki są już zużyte i należy je wymienić.

Pokazałem to klientowi, wytłumaczyłem w czym tkwi problem i ponownie zaoferowałem wymianę zębatki. Niestety, jego decyzja była odmowna. Powód był dość prostu. Klient chciał na ten temat porozmawiać ze swoim znajomym od rowerów.

Kolejne spotkanie nastąpiło po trzech dniach. Klient wrócił do mojego sklepu wściekły jak osa, tym razem bez roweru, ale z samym tylnym kołem oraz nową zębatką. Położył wszystko na moim stole roboczym i zapytał ,,czy może mi to Pan zamontować, bo mnie zaraz coś strzeli".

Oczywiście że chciałem pomóc, jednak o zamontowaniu tej zębatki nie było mowy. Czemu? Ano dlatego, że klient miał zamontowaną w kole kasetę, a kupił wolnobieg. Jedno do drugiego ni jak nie da się zamontować. Trochę zmieszany szykowałem się, aby o tym fakcie klienta poinformować, ale nie zdążyłem. Widząc moją zaniepokojoną minę mężczyzna sam stwierdził ,,nie to kupiłem".

W tamtej chwili prawdopodobnie zakończyłem przyjaźń pomiędzy moim klientem a jego specem rowerowym. Najpierw powiedziałem, że spokojnie mogę zamontować nową kasetę i w dalszym ciągu zrobię to po kosztach w ramach przeprowadzonego wcześniej przeglądu podstawowego. To nieco pocieszyło klienta, jednak jego furia nie ustępowała. Podczas wymieniania kasety dowiedziałem się, że ,,tamten zjeb" jak nazwał swojego znajomego mój klient, powiedział że wszystkim się zajmie i zamówi wszystkie potrzebne części do wymiany, bo u mnie są na pewno droższe, a w internecie tańsze. No i w sumie zębatka była tańsza. Inna sprawa, że nie pasowała.

Zgodnie z umową nie policzyłem kosztu wymiany kasety. Klient był na tle wściekły, że nawet przez myśl mi nie przeszło liczenie sobie za tą usługę. Poza tym, tak jak wspominałem na samym początku, facet wcześniej robił u mnie przegląd, więc nie miałem nic przeciwko policzeniu tej drobnej wymiany na koszt firmy.

Czy ta historia czegoś uczy? Jeśli miałbym wskazać jeden punt - jeśli mechanik mówi wam, że coś należy wymienić, to nie zawsze chce was naciągnąć na kasę. Niezależnie czy oddajecie do naprawy rower, samochód, komputer, telefon czy suszarkę do włosów, czasem lepiej jest posłuchać osoby, która wam uszkodzony przedmiot naprawiała, bo dzięki temu oszczędzicie pieniądze i czas.

A czy wszyscy mechanicy i serwisanci są dobrzy i znają się na swojej pracy? W każdej branży zdarzają się elementy ludzkie, które zdecydowanie nie powinny się tam znaleźć.

Historia kończy się tak, że rower został naprawiony zgodnie z moimi zaleceniami. Klient nie był na mnie wściekły ani nie miał pretensji do tego, co się wydarzyło, ale też jakoś specjalnie nie rozdmuchiwał tej sytuacji. Przy każdej wizycie ani on, ani ja nie poruszamy tego tematu.

Mam nadzieję, że historia się podobała. Zostaw po sobie strzałeczkę, napisz komentarz i daj follow, a ja odwdzięczę się kolejnymi opowieściami z serwisu rowerowego

Zapraszam również do pozostałych moich historii. Można je przeczytać na Reddit'cie lub na moim blogu.

Zapraszam również do drugiego linku na moim profilu.

To tyle ode mnie. Do zobaczenia następnym razem.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Gdy władza uderza do głowy - opowieść z serwisu rowerowego

Problem ze starymi ludźmi i ich przekonaniami - opowieść z serwisu rowerowego

Rower elektryczny, ale nie elektryczny??? - opowieść z serwisu rowerowego