Serwis rowerowy, a nie serwis wszystkiego
Nie wiem jak w innej części świata, ale w Polsce jest takie przeświadczenie, że ktoś kto macha kluczami zawodowo ( o narzędzia chodzi, może wyjaśnię na wszelki wypadek ) ten na bank potrafi zrobić nimi wszystko. Od skręcenia mebli, przez naprawę samochodu, aż po zbudowanie garażu z blachy. Sam znam kilka osób, które w pełni zasługują na miano fachowca i potrafią niejedno, jednak z tym rozumowaniem jest pewien problem. Fachowiec, majster czy złota rączka to pojęcia, które mogą odnosić się do różnych branży. Żeby nie przedłużać, bo już przedłużam, podam taki przykład - budowlaniec wam komputera nie zbuduje i na odwrót.
Podobnie jest w branży rowerowej. Rower to jest rower i większość z nich każdy ogarnięty majster zarabiając na ich naprawach jest wam w stanie wyklepać. Niektórzy nawet na zamówienie wam taki zbudują z komponentów. Pamiętajcie natomiast, że serwis rowerowy, jak sama nazwa wskazuje, zajmuje się serwisowaniem rowerów, a nie pojazdów czy urządzeń roweropodobnych.
Żeby być w pełni zrozumianym, rowery elektryczne również naprawiałem i naprawiam. Ba, zdarzyło mi się nawet naprawić rower elektryczny, który tak nie mógł się nazywać ze względu na własny napęd. Wymiana linku hamulcowej czy dętki stanowią tego typu usługi, które nie są skomplikowane i nie wymagają demontażu połowy pojazdu, więc nic nie stoi na przeszkodzie, bym dokonał napraw.
To samo tyczy się tego, czym rowerem nie jest. Jeśli coś jest proste w budowie, mogę to naprawić. Wymiana dętki w wózku inwalidzkim albo nawinięcie owijki na rakietę do tenisa to te naprawy, które są niemalże takie same albo bardzo podobne do tych, które wykonuje się przy rowerach. Łatanie dętki do taczki też raz miało miejsce i naprawdę dużych problemów nie było.
Tak na marginesie - panowie z budowy ściągali dętkę i zakładali ją swoimi narzędziami. Ja łyżkami do opon prędzej straciłbym palce, niż ją zdjął. Moim zadaniem było tylko ją załatać.
Są jednak pewne urządzenia, których niestety nie jestem w stanie serwisować. Nawet próbowałem się podszkolić i pomyślałem, że spróbuję świadczyć usługi naprawcze tych pojazdów, ale poddałem się. Nawet głupia wymiana dętki zajmuje niesamowicie dużo czasu, a mowa tu o hulajnogach elektrycznych.
Raz, jeden jedyny raz prowadząc moją firmę zdecydowałem się na wymianę dętki w takim pojeździe. Zgodziłem się na to, ponieważ żal mi się zrobiło człowieka, który z nią do mnie przyszedł. Powiedział, że objechał całe miasto, ale kompletnie nikt nie chciał dokonać tej naprawy. Odpowiedziałem więc, że mogę spróbować, ale zaznaczyłem, że nie posiadam narzędzi do takich prac, mogę polegać tylko na moich służących do serwisowania rowerów i nie wiem, ile czasu mi to zajmie. Klient zgodził się, a ja wziąłem się do pracy.
Zabrało mi to jakieś czterdzieści minut pracy (zwykła wymiana dętki w rowerze z demontażem montażem koła trwa pięć minut), cztery zniszczone łyżki do opon i zostawiło po sobie skórę zdartą na wszystkich palcach łącznie z kciukami mimo założonych rękawiczek ochronnych. Był to też jeden z nielicznych momentów, kiedy poprosiłem klienta, aby następnym razem pojechał do innego serwisu. Klient w pełni to zrozumiał. Poza zapłatą za usługę zostawił napiwek i wystawił pozytywną opinię na google.
I tak jak wspomniałem. To był jedyny raz, gdy wymieniłem dętkę w hulajnodze elektrycznej. Zajmuje to zdecydowanie zbyt dużo czasu, który mógłbym poświęcić na naprawę lub skręcanie rowerów, które z kolei dostarczają mi znacznie większych przychodów.
Ale dobra, bo idziemy nie w tym kierunku co trzeba.
Teraz historia właściwa.
W sezonie wiosenno-letnio-jesiennym co jakiś czas dzwoni lub przychodzi osoba i pyta o możliwość naprawy hulajnogi elektrycznej. Mając na uwadze moją poprzednią historię zawsze grzecznie odmawiam informując, że prowadzę serwis rowerowy, a nie hulajnóg elektrycznych. Żeby jednak nie zostawiać takich osób samym sobie podaję kilka serwisów działających poza miastem, do których hulajnogi się wysyła. Znalazłem je przy okazji feralnego wydarzenia z dętką. Jedni przyjmują moją chęć pomocy bardziej entuzjastycznie, inni mniej. Tak czy inaczej ja osobiście hulajnóg elektrycznych się nie tykam. Kosztowałyby mnie zbyt dużo czasu, który mógłbym poświęcić coś zupełnie innego.
Monika, moja przyjaciółka i pracownica, również o tym wie. Sama była świadkiem mojej morderczej pracy przy demontażu i montażu opony do hulajnogi, więc również na pytania o serwis odpowiadała tak samo, jak ja. Żadne z nas nigdy nie powiedziało żadnemu klientowi, że serwisujemy hulajnogi.
A mimo to jakimś cudem ktoś się do mnie zgłosił właśnie z takim pojazdem.
Do serwisu weszła kobieta w wieku około trzydziestu pięciu lat i obwieściła, że chciałaby wymienić dętkę w hulajnodze elektrycznej. Ponieważ ja byłem zajęty, Monika powiedziała klientce, że nie wymieniamy dętek w tych urządzeniach. Na to klientka powiedziała jedne z moich ulubionych zdań - ,,ale ja dzwoniłam i ktoś od was mi powiedział, że wymieniacie".
Ponieważ nie była to pierwsza osoba ,,dzwoniąca" i ,,ustalająca" zakres usług, których nie mamy, Monika z pełnym profesjonalizmem zapytała, czy na pewno klientka dzwoniła pod nasz numer. Kobieta odpowiedziała, że tak, ponieważ znalazła numer w internecie. Skoro to zostało już ustalone, przyszedł czas na drugie pytanie. Monika zapytała ,,rozmawiała pani z kobietą czy mężczyzną?" na co klientka odpowiedziała ,,z kobietą". No i w tym momencie ta pani sama strzeliła sobie w stopę, ponieważ jedyną kobietą pracującą w moim serwisie, była właśnie Monika, która, jak już wspominałem, w życiu nie odpowiedziałaby twierdząco na pytanie o świadczenie usług napraw hulajnóg elektrycznych.
I właśnie to Monika powiedziała tej kobiecie. Że jest jedyną pracującą kobietą w tym miejscu i nie rozmawiała w ostatnim czasie z nikim o hulajnogach. Kobieta jednak byłą nieustępliwa i powiedziała, że dzwoniła jakieś dwa tygodnie temu i pewnie Monika już tego nie pamięta, ale na pewno powiedziała jej, że dętka zostanie w hulajnodze wymieniona. Moja przyjaciółka odpowiedziała, że nic takiego nigdy nie powiedziała, a klientka oskarżyła ją o kłamstwo.
Że ktoś kłamał to było jasne, ale niekoniecznie była to moja pracownica.
Kłótnia wisiała w powietrzu i chciałem przyjść Monice z pomocą, jednak klientka sama mnie wywołała. Powiedziała magiczne ,,chcę rozmawiać z kierownikiem", więc podszedłem i z uśmiechem na twarzy wyrzuciłem z siebie na jednym wydechu ,,Nie wymieniamy dętek w hulajnogach, bo nie mamy narzędzi". Na co klientka podręcznikowo rozpoczęła kłótnie argumentem o wprowadzeniu klienta w błąd i niepotrzebnym poniesieniu kosztów transportu, które w jej mniemaniu moja firma powinna jej zwrócić. Zadałem więc pytanie ostateczne i poprosiłem o pokazanie numeru, pod który dzwoniono. Zmieszanie na jej twarzy trwało chyba przez dobre pięć sekund i zakończyło się stwierdzeniem, że teraz tego numeru nie znajdzie, bo to było dawno temu.
Co nie zmieniało faktu, że hulajnogi nie mogliśmy serwisować.
Powiedziałem jej, że nikt jej nie wprowadził w błąd, bo najwyraźniej dzwoniła do innego serwisu. Wiecie, nie przyzwoitość i etyka zawodowa (jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało) nie pozwala mi wprost powiedzieć do klienta ,,kłamiesz". Chciałem w ten sposób ukrócić temat, jednak kobieta szła w zaparte i za wszelką cenę chciała dokonać u nas wymiany. Gdy chyba czwarty raz powiedziałem ,,Nie" klientka zażądała rozmowy z moim kierownikiem.
Dokładnie takich słów użyła. Nie ,,z szefem" tylko ,,z pańskim kierownikiem".
Lekko znudzony tą rozmową, bo trwała chyba z pięć minut, a klienci dookoła czekali na obsługę i Monika, która odeszła od nas aby się nimi zająć potrzebowała pomocy, odpowiedziałem, że nie mam nad sobą żadnego kierownika. Na co klientka odparła ,,to proszę wołać szefa". I znowu włączył mi się tryb złośliwca, bo odpowiedziałem, że jestem sam sobie szefem i nade mną jest tylko sam Papież. Czy zdenerwowałem tym tę kobietę? Tak. Czy żałuje swoich słów? Nie. Kłamała w żywe oczy i w dodatku chciała wymusić ode mnie pieniądze. Wyjdę znowu na złośliwca, ale czułem się dobrze przyłapując ją na kłamstwie.
W końcu chciałem jej powiedzieć, że znam firmę zajmującą się serwisowaniem hulajnóg elektrycznych, jednak nie dała mi dojść do słowa przez kolejne dwie, może trzy minuty. Mówiła coś o jeździe z drugiego końca miasta, staniu w korkach, brania wolnego w pracy, dziecku niemogącym dojeżdżać do szkoły i innych tego typu argumentach przemawiających za……właściwie to sam nie wiem za czym. Gdy udało mi się pomiędzy jej słowami wybąkać o innym znanym mi serwisie, do którego można wysłać swoją hulajnogę, ta nieco się uspokoiła i poprosiła mnie o kontakt.
Dałem jej wszystkie potrzebne informacje, dzięki czemu udało mi się zażegnać konflikt. Ale klientka nie mogła tak po prostu sobie wyjść nie powiedziawszy ostatniego słowa. Stwierdziła, że nie będzie upominać się o zwrot za koszty transportu i wprowadzenie w błąd tylko dlatego, ponieważ udzieliłem jej potrzebnych informacji. Chciałem to jakoś skomentować, ale powstrzymałem się licząc na to, że w ten sposób to przedstawienie dobiegnie końca. I faktycznie, po jej słowach zabrała swoją hulajnogę i opuściła mój serwis.
Zanim przejdę dalej, krótkie wyjaśnienie. Tak wiem, że mogłem powiedzieć o tym serwisie dużo wcześniej, ale podczas rozmowy z nią zwyczajnie ciężko było cokolwiek o tym wspomnieć. Bardziej ja i Monika skupialiśmy się na odpowiadaniu na zarzuty o kłamstwie i wprowadzeniu w błąd, niż szukaniu rozwiązań. Czasem zwyczajnie nie da się szybko pomóc na własne życzenie.
Ale to jeszcze nie był koniec, bo klientka wróciła dwa dni później wściekła, jak Kaszewiak w Sprawie dla Reportera. Powiedziała, że robię sobie z niej żarty i poniosę tego konsekwencję. Byłem lekko zdziwiony, bo w pierwszej chwili nawet jej nie rozpoznałem. Zapytałem, o co dokładnie chodzi. I klientka odpowiedziała, że dzwoniła do tamtego serwisu, ale nie zamierza do nich wysyłać hulajnogi, ponieważ liczą oni sobie taką cenę za wymianę dętki, że jej się to w ogóle nie opłaca i dodatkowo będzie musiała jeszcze pokryć koszty przesyłki. A jako że moja pracownica, za której słowa byłem odpowiedzialny, poinformowała ją, że my świadczymy takie usługi, to ja teraz mam tej wymiany dokonać, w przeciwnym razie zostanę zgłoszony.
W sensie nie wyraziła się konkretnie, gdzie wyśle pismo ani kogo na mnie naśle, jakkolwiek to brzmi. Po prostu powiedziała ,,zostaniesz człowieku zgłoszony"
Może to przez fakt, że grożono mi w podobny sposób wiele razy, ale nie przeraziłem się jej słów. Zdecydowanie za dużo osób w mniej lub bardziej grzeczny sposób informowało mnie, że ,,odpowiednie służby się mną zajmą" abym w jakikolwiek sposób się tym przejął.
Dodam, że grożono mi wszelkiego rodzaju urzędami i przepisami jeszcze zanim otworzyłem serwis. Nawet pracując w sklepie budowlanym nieraz słyszałem od jakiegoś furiata, że ,,zajmą się mną i dostanę dyscyplinarkę". Wtedy faktycznie jeszcze coś takiego na mnie działało, teraz nie robi to na mnie wrażenia.
Ale wracając.
Większość spraw, gdy grożono mi jakimiś urzędami czy przepisami załatwiałem w polubowny sposób. Tym razem coś w mojej głowie się przestawiło i postanowiłem być bardziej ostrzejszy. Zapytałem więc klientki, jakie dowody zamierza przedstawić na poparcie swoich słów, na co ona powiedziała, że gdzieś w jej telefonie na pewno jest zapisane, że do mnie dzwoniła. Gdy poprosiłem o pokazanie mi tego połączenia, ta odmówiła twierdząc, że nie mam prawa tego żądać, bo RODO. Nie chciało mi się jej tłumaczyć, na czym tak naprawdę polega RODO, więc zamiast tego poprosiłem o udowodnienie swoich racji w inny sposób. Kobieta powiedziała, że ja powinienem mieć zapisany jej numer telefonu, bo w końcu do mnie dzwoniła i kazała to sprawdzić. Gdy to zrobiłem i powiedziałem, że nie mam jej numery, ta wydarła się na mnie twierdząc, że na pewno go usunąłem, żeby wymigać się od odpowiedzialności.
Prawda była taka, że od niczego się nie migałem, a kobieta zwyczajnie próbowała wymusić na mnie naprawdę swojej hulajnogi bo myślała, że zrobię to w niższej cenie, niż polecony przeze mnie serwis. Czemu o tym wspominam? Bo rozmowa z nią po pięciu minutach zaczynała mnie zwyczajnie męczyć i właśnie ceną ją do siebie zniechęciłem. Ani razu nie padło z jej ust nic sensownego, jej argumenty non stop się powtarzały, krzyczała na mnie i wyzywała od nieudaczników ,,bo co to za serwis, jak dętki nie potrafi nikt wymienić". No to przyszedł czas na cios ostateczny.
Powiedziałem klientce, że jeśli chce wykonać u mnie tę wymianę dętki, będzie musiała zostawić u mnie hulajnogę na kilka dni, możliwe że nawet dwa tygodnie, bo miałem kilka rowerów czekających na naprawę w kolejce. To jeszcze przeżyła, ale gdy podałem cenę za moją usługę, włosy prawie stanęły jej dęba. Pokazała mi mój cennik, na którym znajdowała się cena czterokrotnie niższa. Ja odpowiedziałem, że jest to cena za wymianę dętki w rowerze, co było napisane tuż obok, a nie w hulajnodze elektrycznej i dodałem, że ilość pracy jest tu o wiele większa, więc cena również będzie większa. Jakby tego było mało wspomniałem również, że jest to sama usługa, a dojdzie jeszcze koszt części zamiennych.
Nawiasem pisząc taką samą cenę zapłacił mi poprzedni klient, więc ta kwota nie wzięła się znikąd.
Czy sposób zadziałał? Normalnie to działa, ale w tym przypadku akurat nie zdziałało. Kobieta stwierdziła, że podczas telefonicznej rozmowy powiedziano jej inną cenę. Na to ja, mając już serdecznie dość jej kłamstw, postawiłem ultimatum. Albo w tej chwili udowodni, że tu faktycznie dzwoniła, albo będzie mogła tu stać do zamknięcia, bo nikt nie będzie się z nią cackał. Ostro, ale skutecznie. Kobieta odwróciła się i pętem wyszła z mojego serwisu. Wychodząc tak mocno trzasnęła drzwiami, że kilka wiszących na regałach artykułów zadrgało.
I teraz tak, czy jestem dumny z takiego obrotu spraw? Absolutnie nie. Nienawidzę odmawiać ludziom pomocy, ale tutaj doszło naprawdę do nadużycia mojej życzliwości. Na starcie kłamstwa o kontaktowaniu się z moim serwisem, potem domaganie się zadośćuczynienia za poniesione niepotrzebnie koszty transportu. Mimo tego, że ewidentnie próbowała mnie naciągnąć, to chciałem pomóc, bo podałem kontakt do serwisu naprawiającego hulajnogi elektryczne, ale okazało się to dla tej pani niewystarczające, bo naprawa za dużo by ją kosztowała.
Pozostaje jeszcze kwestia tego, czemu po prostu się nie zgodziłem na wymianę tej dętki już przy pierwszej jej wizycie. Mogłem w końcu podać taką cenę, jaką chciałem, bo być może by się na to zgodziła i jeszcze bym na tym wszystkim zarobił. No to odpowiem tak - w sezonie mam naprawdę sporo na głowie i wolę przeznaczyć ten czas na wymianę dętek w pięciu rowerach i zarobić tyle samo, niż męczyć się przez godzinę z jedną oponą do hulajnogi. Zanim ktoś napisze, że oglądał filmik jak wymienić dętkę i jest to proste - praktyka a teoria to dwie różne rzeczy. Też obejrzałem kilka i wyszło jak wyszło. Może brakuje mi wiedzy, umiejętności albo robiłem coś nie tak jak trzeba. Nie wstydzę się przyznać, że nie potrafię tego zrobić, bo nikt na tym świecie nie potrafi wszystkiego. Umiem naprawić niemalże wszystko w rowerach i z tego jestem dumny.
Tej kobiecie tłumaczyłem wielokrotnie, że nie wymieniam dętek w hulajnogach elektrycznych, a mimo to i tak brnęła w swoje.
To właściwie tyle ode mnie. Długo myślałem, czy opisać wam to zdarzenie, bo jest ono lekko kontrowersyjne, w końcu odmówiłem naprawy i poleciłem udanie się do innego serwisu, ale tak jak jest w tytule, mój serwis zajmuje się rowerami, a nie wszystkim co jeździ po ulicy. Tak jak wcześniej wspomniałem, nie jestem dumny z odmowy wykonania usługi, ale hulajnoga to nie rower.
Jeśli historia ci się spodobała, zostaw strzałeczkę i daj komentarz, a ja odwdzięczę się kolejną historią. Naprawdę, nie ma nic bardziej motywującego niż Wy, ludzie którzy to czytacie, więc proszę, dajcie mi paliwo w postaci waszych reakcji do pisania. A jeśli nie chcesz przegapić żadnej historii daj follow.
To tyle ode mnie. Do zobaczenia następnym razem.
Komentarze
Prześlij komentarz