Koło, dla którego nie było już ratunku
Pewnie kojarzycie tego mema z Januszem Nosaczem i podpisem ,,Ja temu mechanikowi Pasata nie dam. Raz dałem mu na wymianę klocków, a potem mi rozrząd pier…..". Jeśli myślicie, że tego typu specjaliści wiedzący wszystko najlepiej pojawiają się tylko i wyłącznie w tematyce samochodowej, to muszę was wyprowadzić z błędu. Z głowy mogę wymienić jeszcze takie branże jak budowlanka, wykończeniówka czy sport, spośród których na zaszczytnym miejscu powinna pojawić się piłka nożna, a zaraz za nimi skoki narciarskie
Do szeroko pojętej wiedzy, jaką szczyci się każdy, powinno się jeszcze dołożyć mechanikę rowerową.
Mnie osobiście zadowala wzrost zainteresowania tym tematem. Moim zdaniem fajnie jest wiedzieć, jaki jest stan techniczny tego, czym poruszamy się po drogach, a mam dziwne wrażenie, że rowery traktowane są nadal jak zabawki dla dzieci, na których można tak długo jeździć, dopóki się nie rozpadną. Ale to tylko moje zdanie. Faktem jest natomiast zwiększenie zainteresowania rowerami. Fajnie? Pod wieloma względami tak, ale jak każdy polonista pewnie potwierdzi - od każdej reguły jest wyjątek. Bo o ile świadomość ludzka odnośnie stanu technicznego rowerów i konieczności przeprowadzania regularnych konserwacji powoli się zakorzenia, tak zawsze znajdzie się jakaś jednostka, która bezpieczeństwo własne i innych osób znajdujących się na drodze ma głęboko w wiadomej części ciała.
Wyszło mi trochę za długo, ale mam nadzieję że każdy zrozumiał, co chciałem przekazać.
Nim przejdę dalej, dziękuje serdecznie mojemu patronowi, Avarikk za wspieranie mnie. Mam nadzieję, że ta historia ci się spodoba.
Dziękuje również Maurycemu, mojemu pierwszemu patronowi.
A także niezmiernie miło mi jest powitać w gronie patronów Jakuba. Naprawdę, gdy zobaczyłem cię dostałem takiego przypływu pozytywnych emocji, że niemal zapomniałem gdzie w tym czasie się znajdowałem i będąc na środku sklepu spożywczego krzyknąłem z radości, czym przyciągnąłem uwagę wszystkich okolicznych klientów.
A teraz, nie przedłużając zapraszam i życzę miłego czytania
Za każdym razem, gdy rower trafia do mnie na serwis, staram się dokonać dokładnych oględzin, ocenić ogólny stan niektórych z części i wycenić naprawę. Zazwyczaj jest ona wykonalna i mieszcząca się w granicach opłacalności, jednak zdarzają się tu wyjątki. Czasami, gdy rower jest już wiekowy i doszło do chociażby zniszczenia widelca, naprawa przewyższa wartość roweru. Wielu klientów w takiej sytuacji rezygnuje z napraw i decyduje się na wymianę roweru na nowy. Stary natomiast kończy na złomie lub zostaje rozebrany na czynniki pierwsze i sprzedany na części, o ile coś się z niego da wyciągnąć i spieniężyć.
Sytuacja natomiast ulega zmianie, gdy właściciel wiekowego roweru próbuje przyciąć na kosztach. I to w sposób bardzo nieodpowiedzialny.
Któregoś dnia do mojego serwisu zgłosił się klient, dziadek w wieku na oko siedemdziesiąt lat, z dość prostym zleceniem. Miał ze sobą koło, w którym brakowało jednej szprychy. Gdy zapytałem, co się stało, on odpowiedział, że szprycha pękła i chciałby założyć nową. Nie jest to zbyt skomplikowany zabieg ani kosztowny, natomiast problem pojawił się, gdy przyjrzałem się całemu kołu. Zarówno szprychy jak i obręcz były pokryte rdzą. Poinformowałem klienta, że dla własnego bezpieczeństwa powinien wymienić je na nowe. Niestety, odpowiedź była odmowna. Klient argumentował to tym, że rower służy mu tylko do poruszania się po ogródkach działkowych i nie musi być w pełni sprawny, byleby jeździł.
Ponieważ argument o bezpieczeństwie nie zadziałał, przeszedłem do problemów technicznych tego koła.
Może już kiedyś o tym pisałem, ale jeśli nie to wspomnę właśnie w tej chwili. Przy starych kołach nie opłaca się wymieniać szprych. Powód takiego stanu rzeczy jest taki, że nowa szprycha będzie o wiele bardziej naprężona niż pozostałe, co doprowadzi do pękania kolejnych i kolejnych. W rezultacie, jeśli rower jest często używany, w niedalekiej przyszłości będzie trzeba wymienić wszystkich szprych, co przerośnie wartość nowego koła.
I to powiedziałem mojemu klientowi, jednak odpowiedź na ten argument była taka sama, jak poprzednia - ,,rower jest tylko na działkę, nie musi być aż tak dobry". Ponieważ moje rady zostały odrzucone poinformowałem klienta o tym, że nie mogę ręczyć za pełną sprawność tego koła, na co on tylko machnął ręką i powtórzył swój argument o rowerze na działkę.
Tak więc założyłem nową szprychę i zapytałem, czy mam centrować koło, bo jest ono krzywe. Na potwierdzenie moich słów zakręciłem nim na oczach klienta, bo bicie było widoczne gołym okiem. Najpierw klient zapytał mnie, ile centrowanie kosztuje, a gdy usłyszał odpowiedź, zrezygnował. Argument ten sam co poprzednio.
Finalnie klient otrzymał koło, któremu daleko było do osiągnięcia stanu pozwalającemu na prawidłowe użytkowanie roweru. I to na własne życzenie, pragnę dodać.
Na efekty takiej pracy nie trzeba było długo czekać. Jakieś dwa tygodnie później do mojego serwisu zawitał ponownie ten sam klient. Chodziło po raz kolejny o założenie nowej szprychy, a ponieważ historia lubi się powtarzać to i tym razem nie obyło się bez prób przekonywania o braku opłacalności napraw. Jednak klient nie chciał słuchać moich argumentów o tym, że za niedługo wyda na te naprawy więcej, niż to koło jest warte. Stanęło na tym, że wymieniłem kolejną szprychę.
Tym razem jednak nie obyło się bez drobnej kłótni, a powodem jej była cena za usługę serwisową. Klient stwierdził, że ponieważ był tu jakiś czas temu z tą samą usługą, to powinienem chociaż naliczyć jakiś rabat, bo już właściwie został stałym bywalcem mojego serwisu. Nie zgodziłem się na to, bo cena za wymianę jednej szprychy to naprawdę śmieszne pieniądze i rabatowanie czegoś takiego byłoby jakimś nieśmiesznym żartem. Klient jednak nie dał za wygraną i obiecał, że będzie odwiedzał tylko mój serwis, więc na zachętę dla niego powinienem chociaż zrezygnować z policzenia za usługę.
Patrzyłem się na niego pustym wzrokiem próbując właśnie zrozumieć, co on do mnie powiedział, bo w tamtym momencie facet próbował wynegocjować rabat w kwocie piętnastu złotych.
Gdy doszedłem do siebie i ponownie odmówiłem usłyszałem od klienta, że pewnie i tak naliczam sobie marżę na tych szprychach, więc zarobię na nim niezależnie od tego, czy policzę tą wymianę czy nie. Zapytałem więc człowieka, ile według niego powinienem zarobić na takiej wymianie, na co od odparł, że za tak krótki czas mojej pracy to powinienem tylko za części policzyć, bo branie za coś takiego pieniędzy czyni mnie mentalnie żydem.
I ja nie będę tego komentował, bo z perspektywy czasu nie tylko mentalnie mógłbym być żydem, ale mniejsza z tym.
Co do tego, czy brać zapłatę przy takich naprawach czy nie. Ja wychodzę z założenia, że za każdą pracę należy się wynagrodzenie. Nie ważne, że zrobiłem to szybko. Uwierzcie mi na słowo, większość prac przy rowerach robię szybko, ale musiałem poświęcić masę czasu, by móc to robić w takim tempie. A nawet gdybym tą jedną szprychę wkładał pół dnia, to i tak nic by to nie zmieniło. Wykonałem naprawę i po stronie klienta spoczywa obowiązek, by za nią zapłacić.
Tak więc na żaden rabat się nie zgodziłem, za co zostałem zgodnie z moimi przewidywaniami zostałem nazwany żydem.
Nie uważam tego osobiście za obraźliwe w żaden sposób, tylko cytuję tamtego człowieka, dla którego najwyraźniej z jakiegoś powodu był to sposób na obrażenie kogoś. To tak na marginesie.
Po tej sytuacji miałem spokój od tego człowieka przez około tydzień, po którym ponownie pojawił się w drzwiach mojego serwisu, trzymając to samo koło rowerowe, które było u mnie już dwukrotnie. Nie wiem, czy kogoś tym zaskoczę, ale ponownie pękła szprycha. Tym razem dla odmiany nie jedna, a dwie.
A tak naprawdę to trzy. Gdy zacząłem zakładać szprychę, kolejna z nich wystrzeliła.
Poinformowałem o tym fakcie mojego klienta licząc po cichu na to, że może tym razem dojdzie do niego, że jego koło nadaje się jedynie do utylizacji. Mówienie do niego było jak walenie głową w ceglaną ścianę licząc na to, że ta skruszeje. Tym razem jednak nie mówił nic o rowerze na działkę ani o tym, że jego rower nie musi wyglądać jak nowy. Stwierdził on tylko ze skrzyżowanymi rękoma na piersiach, że jak mi szprycha pękła, to mam ją wymienić.
Czułem już w kościach, co będzie się działo.
Gdy przyszło do zapłaty i pokazałem klientowi fakturę ten po zapoznaniu się z nim obwieścił, że nie zamierza za niego zapłacić. Zapytałem więc o powód, a on odpowiedział, że przecież zlecił mi wymianę tylko dwóch szprych, a na paragonie są trzy. Powiedziałem mu, jak przedstawia się sytuacja, że przecież informowałem go o braku sensu w wykonywaniu tej naprawy, ale rozmowa z nim była jak gadanie do słupa. Mogłem się produkować ile chciałem, a odpowiedź zawsze była taka sama, czyli że to ja zepsułem tę szprychę i moim obowiązkiem jest wymienić ją na koszt firmy.
Tłumaczyłem mu kilkukrotnie, że przy tak starym kole szprychy będą pękać, ale ten człowiek nie chciał mnie w ogóle słuchać. W końcu stwierdziłem, że ta kłótnia nie ma żadnego sensu i zgodziłem się na danie w gratisie tej jednej szprychy. Pan ucieszony wręczył mi zapłatę i odrzekł, że na pewno jeszcze się tutaj zjawi, bo najwyraźniej w końcu czegoś się nauczyłem i poniosłem konsekwencje źle wykonanej naprawy.
Te konsekwencje kosztowały mnie całe pięć złotych, bo taka jest u mnie cena jednej szprychy, ale mniejsza z tym. Bardziej bolała mnie głowa od słuchania w kółko tego samego niż świadomość, ile straciłem.
Na jego kolejny powrót czekałem ze dwie godziny. Powrócił on, położył koło na moim stole warsztatowym i obwieścił mi, że mam je naprawić. Odruchowo zacząłem szukać pękniętej szprychy i gdyby ten człowiek nie wyrwał mi koła z rąk, zapewne szukałbym jej do zamknięcia sklepu. Klient zakręcił kołem i powiedział, że nie da się na nim w ogóle jeździć, czemu ani trochę się nie dziwiłem, bo było falowało ono jak fale Dunaju. Zapytałem więc klienta, zirytowany ale nadal na spokojnie, czy chce abym je wycentrował. Usłyszałem odpowiedź twierdzącą, po czym zapytałem, czy zamierza za tę usługę zapłacić.
Tymi słowami zagęściłem atmosferę w całym budynku.
Klient stwierdził, że przecież to ja zepsułem to koło i moim obowiązkiem jest doprowadzić go do stanu sprzed naprawy, na co ja odparłem, że aby to zrobić konieczne jest centrowanie, na które nie otrzymałem zgody. Mężczyzna najpierw stwierdził, że takie centrowanie powinno być w cenie wymienianej szprychy, ale szybko ostudziłem jego zapał do podawania tego argumentu. Pokazałem mój cennik, a także katalog konkurencyjnych serwisów. Na wszystkich jak byk widniała informacja ,,wymiana szprychy (cena). Wymiana szprychy z centrowaniem (cena)". Klient najpierw stwierdził, że to jest skandal i jakaś zmowa by wysysać z uczciwych ludzi ich pieniądze, po czym całkowicie zmienił swój to rozumowania. Z roszczenia sobie praw do darmowej naprawy podjął próbę przekonania mnie do wykonania darmowego centrowania, bo przecież trzykrotnie korzystał z moich usług. Odpowiedziałem jednak, że za żadne skarby świata nie zgodzę się na darmowe centrowanie, po czym klient zaczął negocjować ze mną cenę tej usługi. Najpierw zaczął od dziesięciu złotych, potem stawka wzrosła do piętnastu, następnie do dwudziestu i na sam koniec do trzydziestu. Negocjacje skończyły się na tej kwocie, bo klient stwierdził, że jak będzie musiał zapłacić więcej, to podliczając wszystkie naprawy, jakie u mnie robił, wyjdzie mu cena nowego koła.
Nie żebym go wcześniej ostrzegał.
Nie było mowy o tym, żebym zgodził się na jakikolwiek rabat. W końcu klient poddał się i powiedział, że więcej jego noga nie przekroczy progu mojego serwisu, po czym odwrócił się i pomaszerował w stronę wyjścia.
Jeśli ktoś uznał, że postąpiłem chamsko, to przypominam o moich słowach z samego początku. Informowałem tego człowieka, że szprychy będą pękać i mówiłem o konieczności centrowania koła. Za pierwszym razem bicie mogło aż tak nie przeszkadzać, ale przy kolejnych koło naprawdę nie nadawało się do jazdy, a zgody na centrowanie nie dostałem ani razu.
Bo wycentrować takie koło się da, jednak i to nie uchroniłoby go przed kolejnymi pękającymi szprychami. Innymi słowy, niezależnie od tego z której strony by na to spojrzeć, koło powinno przejść na emeryturę, co powtarzałem za każdym razem, nim zabrałem się do pracy.
Ale ten mężczyzna stwierdził, że będzie na nim jeździł do końca.
Kolejnym razem pojawił się u mnie dosłownie chwilę po zamknięciu sklepu, gdy stałem już przed drzwiami i przekręcałem klucz w zamku. Najpierw zaczął na mnie krzyczeć i grozić zgłoszeniem mnie do prokuratury za narażenie go na uszczerbek na zdrowiu, a potem rzucił w moją stronę całkowicie zniszczone koło rowerowe.
Tym razem o żadnej naprawie nie mogło być mowy. Obręcz wygięła się tak bardzo, że nawet prostowanie hantlami nic by tu nie dało. Nie zdążyłem nic powiedzieć, bo klient sam zaczął mi wyjaśniać, jak to jechał na rowerze i nagle z niewyjaśnionych przyczyn koło się złamało, a on upadł na ziemię. Uniosłem brwi i powiedziałem klientowi, że prawdopodobnie powodem takiego stanu rzeczy było zużyte koło rowerowe, które zalecałem wymienić, jednak on wiedział swoje i stwierdził, że to moja wina, bo źle je naprawiłem. Gdy zapytałem, co według niego zrobiłem źle, on odpowiedział mi, że oddałem krzywe koło. Zapytałem więc, czy dostałem zgodę na centrowanie, na co on stwierdził, że to nie miało żadnego znaczenia, bo nie powinienem wypuszczać z serwisu koła w takim stanie. Powiedziałem mu, że wielokrotnie informowałem go o tym, że to koło nie nadaje się do jazdy i zagraża jego bezpieczeństwu, ale on nie chciał mnie słuchać i dalej odgrażał się, że pójdzie z tym na policję i do prokuratury.
Zadałem więc pytanie ostateczne. ,,Czy ja pana ostrzegałem, że tak będzie?" na co klient ponownie stwierdził, że to nie ma żadnego znaczenia, bo wina jest i tak po mojej stronie, a na dowód ma faktury z mojego serwisu, więc się nie wywinę od kary. Jakby tego było mało wyciągnął je z kieszeni i pokazał mi palcem, że to ja je wystawiałem.
A ponieważ zaczął się temat faktur, czas na małą informację serwisową. Jeżeli kiedykolwiek ktoś będzie przychodził do was z gratem i nie zgodzi się na naprawę, którą zalecacie w celu poprawienia bezpieczeństwa, zawsze wpiszcie to w notatkę.
Ja tak zrobiłem i robię to po dziś dzień.
Pokazałem klientowi adnotację w której napisałem, że koło jest bardzo mocno zużyte i nie zalecam jego dalsze użytkowanie, ale wykonałem naprawę na prośbę i odpowiedzialność jego właściciela. A pod tym wszystkim znajdował się podpis mój i klienta.
Myślałem, że w ten sposób dam mu do zrozumienia, że kłócenie się ze mną nie ma najmniejszego sensu, bo od początku dawałem jasno do zrozumienia to, w jakim stanie jest to koło. Ponownie czułem się, jakbym gadał do słupa. Mężczyzna stwierdził, że on na nic takiego się nie zgadzał. Zapytałem go więc, czemu w takim razie na fakturze jest jego podpis, na co on mi odpowiedział, że zmusiłem go do podpisania tego dokumentu i to też zostanie zgłoszone na policji.
Na sam koniec mój klient stwierdził, że nie będę miał żadnych problemów, o ile wydam mu nowe koło. Tu nie było mowy na jakiekolwiek negocjacje. Powiedziałem mu, że nie zamierzam mu dawać żadnego nowego koła, a ponadto ostrzegałem o tym, co może się stać, więc nie czuje się winny tego, co się stało. Miałem dowody w postaci notatek na fakturach, pod którymi podpisał się klient, więc jego groźby były wobec mnie nieskuteczne.
Awantura skończyła się tym, że mężczyzna rzucił koło pod ścianę i wydarł się na cały głos, że jestem oszustem który za nic ma ludzkie życie. Po wszystkim wsiadł do samochodu, odpalił silnik i odjechał z piskiem opon.
Gdy śledziłem wzrokiem jego odjeżdżający samochód usłyszałem w pewnym momencie tak przeraźliwy pisk, jakby najdłuższe paznokcie świata drapały po tablicy szkolnej. Konkretnie pisk ten pojawił się chwile przed tym, jak zaczął hamować, co niechybnie świadczyło o złym stanie klocków w jego samochodzie.
Innymi słowy, facet chyba oszczędzał na wszystkim.
I ja naprawdę rozumiem, że ktoś może nie mieć pieniędzy na naprawę tego czy tamtego. Ale to nie jest tłumaczenie przy tak podstawowych elementach jak koła rowerowe, które razem z układem hamulcowym są podstawowymi elementami zapewniającymi bezpieczeństwo podczas jazdy. Można nie mieć działających przerzutek czy chwytów na kierownicy, ale akurat koła powinny być sprawne i niezawodne, bo inaczej jazda na rowerze kończy się tragicznie.
Mam nadzieję, że historia się podobała. Jak zwykle w tym miejscu poproszę o strzałeczkę oraz komentarz, bo to mi strasznie pomaga w pisaniu moich historii. Jeśli zapewniłem ci dobrą rozrywkę udostępnij tę historię, a jeśli nie chcesz żadnej przegapić, zostaw follow.
Serdecznie podziękowania dla moich patronów, Maurycego, Avarikk i Jakuba.
To tyle ode mnie. Do zobaczenia następnym razem.
Komentarze
Prześlij komentarz