Nie podrywa się zajętych dziewczyn
Wiem, w drugą stronę to działa tak samo i nie powinno się też startować do zajętych chłopaków, ale akurat taki tytuł perfekcyjnie odzwierciedla to, co zamierzam wam dziś przedstawić.
O kwestiach moralnych nie ma się co tu rozpisywać, chyba nie trzeba tego tłumaczyć. Zabieg ten jest niestety wciąż intensywnie praktykowany i mnie się wydawało, że po osiągnięciu pewnego wieku zwyczajnie już się tego nie robi. Może u większości tak jest, ale jak każdy polonista wam powie, od każdej reguły jest wyjątek. I ja nie wiem, czym takie osoby się kierują, nie chcę tutaj się rozpisywać, bo wyjdzie mi z tego średniej wielkości książka, więc pozostawię te przemyślenia do luźnej interpretacji. Zwłaszcza, że nie jestem jastrzębiem psychologii.
Może wstęp tego nie sugeruję, ale tak, to kolejna historia z serwisu rowerowego. Tym razem jednak głównym bohaterem nie będę ja, a pracująca ze mną moja przyjaciółka Monika, która zgodziła się na opublikowanie tej krótkiej, ale dość interesującej historii.
Nim przejdę do sedna, dziękuje moim patronom, Maurycemu, Jakubowi oraz Maciejowi za wsparcie. A także Avarikk, dzięki ci za to, że ze mną jesteś.
Zapraszam i życzę miłego czytania.
Do mojego sklepu wparowało trzech chłopaków w wieku tak na oko siedemnaście, może osiemnaście lat. Jeden z nich szukał dla siebie roweru, a pozostała dwójka mu w tym pomagała, więc ich wizyta należała to tych bardzo standardowych. Nie robili żadnych problemów, zadawali normalne pytania a Monika, bo to ona zajmowała się sprzedażą, na nie odpowiadała. Po parunastu minutach największy zainteresowany zdecydował się na jeden z moich modeli, zrobił na nim parę kółek po parkingu i doszło do transakcji.
W tym miejscu wszystko było w porządku, bo jeśli chodzi o kupującego nic szczególnego się nie wydarzyło. Natomiast jeden z jego kolegów, noszący czapkę z logiem Ferrari, zachowywał się dość dziwnie. Mało się odzywał, trzymał się z tyłu za swoimi kolegami i jakoś tak kręcił głową na wszystkie strony świata. Patrzył się na zamianę na Monikę, na mnie, na rower, na towar sklepowy, okna i sufit. Początkowo myślałem, że Czapeczka kombinował, jak coś potajemnie wynieść, dlatego miałem go na oku. Na całe szczęście nic nie zginęło, a chłopak przez cały czas miał ręce schowane w kieszeniach spodni.
Jego zachowanie robiło się jeszcze bardziej dziwniejsze, gdy napotykał wzrok mój albo Moniki. Przy tym pierwszym chłopak jakby dostawał amoku i jakby zaczynał szukać wzrokiem ratunku, a gdy napotykał spojrzenie Moniki nagle się garbił i cofał.
Po tym wszystkim pomyślałem, że może chłopak w czapeczce jest po prostu na coś chory. Tak czy inaczej po wyjściu tej ekipy ze sklepu przestałem się tym interesować. Zamieniłem później z Moniką jedno czy dwa zdanie na jego temat, jednak w przeciwieństwie do mnie, ona nic nie zauważyła. Nie dziwiło mnie to, bo w końcu była dość zajęta.
Pewnie zachowanie chłopaczka w czapeczce Ferrari pozostałoby zagadką aż po dziś dzień, gdyby nie kolejne wizyty jego oraz całej tej ekipy.
Po paru dniach młode trio pojawiło się ponownie. Tym razem wszyscy przyjechali rowerami z zamiarem ich doposażenia, bo brakowało w nich tego czy tamtego. A jako że teraz miało być więcej pracy, to akcji wkroczyliśmy oboje. Monika zajmowała się tym rowerem, który sama jakiś czas wcześniej sprzedała, a ja dwoma pozostałymi. Chłopaki dobrali uchwyty na telefony, sakiewki, rękawiczki i o ile pamięć mnie nie myli, jeden z nich postanowił sprawić sobie dzwonek z kompasem. Montowane akcesoria są jednak niewiele ważne w porównaniu do tego, co działo się później.
Generalnie kasa jest u mnie jedna i zazwyczaj jej obsługą zajmuje się Monika. Tym razem nie było inaczej. Ten który kupował rower i jeden z jego znajomych po prostu zapłacili i wyszli. Czapeczka jednak został chwilę dłużej i uciął sobie małą pogawędkę z Moniką. Najpierw pochwalił jej obszerną wiedzę w temacie rowerów, potem zaczął opowiadać o jak w zeszłym tygodniu przejechał pierwszą pięćdziesiątkę i prawie przy tym padł, bo nie wziął ze sobą nic do picia. Monika słuchała, dziękowała i potakiwała jak zawsze przy tego typu rozmowach, a gdy wystawiła paragon chłopak w czapce zapytał, czy wykonuje ona również naprawy rowerów. Zgodnie z prawdą Monika odpowiedziała że tak, na co Czapeczka niemalże podskoczył z radości i obwieszczając swój jutrzejszy powrót wziął swój rower i wyszedł ze sklepu.
Jak można się spodziewać, chłopak dotrzymał obietnicy i przyszedł następnego dnia w celu naprawy swojego roweru. Spodziewałem się jakiejś regulacji, może wymiany klocków hamulcowych albo owijki na kierownicy, bo chłopak jeździł rowerem szosowym, ale się myliłem.
Chłopak w czapce Ferrari przyszedł z tym samym rowerem, którym miał wczoraj i poprosił o wymianę dętki.
Jakim cudem udało mu się przewidzieć złapanie gumy? Nie mam pojęcia. Może ma dar jasnowidzenia.
Ale z przebitej dętki nie należy się śmiać, każdego to spotyka. Tak samo nie należy mieć pretensji do kogoś, kto woli oddać rower na naprawę zamiast robić to samemu. Ja to wiem i Monika również o tym wiedziała. Żadne z nas nie powiedziało ani słowa w kwestii zdolności technicznych właściciela tej szosy, jednak z jakiegoś powodu on sam postanowił się tłumaczyć.
Najpierw chyba z dziesięć razy zaznaczył, że stało mu się to dosłownie chwilę temu, gdy przejeżdżał obok i nie mając żadnych narzędzi przy sobie postanowił do nas wjechać. Potem, gdy zgodnie ze wczorajszą obietnicą poprosił Monikę o pomoc, zaczął opowiadać o swoim postanowieniu, jakim było pobicie rekordu życiowego na pięćdziesiątce.
Może zaznaczę, bo w sumie nie każdy musi wiedzieć. Pięćdziesiątka, setka czy inne tego typu określenia to długość przejechanej trasy. Tu chodziło o pięćdziesiąt kilometrów i pokonanie tej trasy w czasie krótszym niż przy poprzednim najszybszym podejściu.
Wracając do historii właściwej.
Czapeczka miał wenę i gadał bez przerwy niczym komentator sportowy, a Monika z uśmiechem tylko kiwała głową i odpowiadała szybko, rozumiejąc co piąte albo dziesiąte słowo. Znałem jej wyraz twarzy i stąd to wywnioskowałem. Ożywiła się dopiero w momencie, gdy chłopak w czapce zapytał ją o to, jaką szosą ona jeździ.
Może tym kogoś zaskoczę, może nie. A nawet chyba o tym kiedyś wspominałem. Nie każdy pracownik sklepu rowerowego musi jeździć na szosie. Nie wiem czemu większość osób myśli o rowerze szosowym jako koniecznym wyborze dla osoby pracującej w tej branży.
Tak czy inaczej ja osobiście jeżdżę elektrykiem, a Monika porusza się po mieście na rowerze składanym.
I to też powiedziała chłopakowi w czapeczce, co zburzyło jego misterny plan zaproszenia mojej przyjaciółki na wspólną przejażdżkę rowerową. Bo tak, Czapeczka przyznał się do tego, że chciał Monikę zaprosić na wspólny wypad za miasto, ale słusznie zauważył, że te dwa rowery dość mocno różnią się pod względem prędkości.
Usłyszawszy to nieco uniosłem brwi ze zdziwienia, a Monika najpierw wyrzuciła z siebie coś, co miało być uprzejmą odmową jego propozycji, ale zabrzmiało to tak, jakby przemawiała w jakimś nieistniejącym języku. Dopiero po jakiś pięciu sekundach odzyskała władzę nad własnym językiem i mogła w spokoju prowadzić dalszą konwersację. Podziękowała chłopakowi i ponownie grzecznie odmówiła, chociaż właściwie propozycja wspólnej jazdy rowerowej tak nie do końca została złożona, ale co innego można było w tej sytuacji odpowiedzieć.
Reszta naprawy przebiegła w dość milczącej atmosferze i zakończyła się sfinalizowaniem usługi. Chłopak zadowolony odebrał swój rower i zapłacił, zostawiając przy tym Monice napiwek oraz obiecując, że gdy tylko zajdzie taka potrzeba, ponownie się tu zjawi.
Po jego wyjściu Monika spojrzała na mnie takim wzrokiem, jakby ktoś na jej oczach załatwił się w spodnie. Oboje wiedzieliśmy już, czemu wcześniej Czapeczka tak dziwnie się zachowywał i co próbował teraz osiągnąć.
Nie zrozumcie mnie źle. Nie wyśmiewał faktu, że chłopak próbował zagadać do Moniki, bo dziewczyna jest naprawdę ładna i przyciąga wzrok płci przeciwnej. Po prostu gdzieś mu umknęło, aby zapytać moją przyjaciółkę o to, czy ma już chłopaka. A uwierzcie mi, gdyby Czapeczka poznał Mikołaja, bo tak ma na imię wtedy jeszcze chłopak a teraz narzeczony Moniki, to odpuściłby sobie dalsze próby poderwania mojej przyjaciółki. I nie mam tu na myśli tego, że dziewczyna ma już drugą połówkę, bo jak się później okazało, chłopaka guzik to obchodziło. Po prostu Mikołaj jest dość pokaźnej postury i potrafi użyć swojej męskiej barwy głosu do spółki z siłą mięśni w odpowiedni do sytuacji sposób. I gdyby on był świadkiem tamtego zdarzenia, to kopnąłby chłopaczka tam, skąd by mu wcześniej nogi powyrywał.
Ale na szczęście czapeczki i nieszczęście Moniki, Mikołaja ani razu nie było w sklepie.
A spotkań z tym chłopakiem było co najmniej kilka. Parę razy wpadł tylko o coś zapytać, oczywiście Monikę, o jakąś pierdołę do roweru, po czym przechodził do sedna sprawy i proponował wyjście na kawę, do knajpy, na przejaźdżkę albo spacer. Zawsze spotykał się z odmową. Przy którymś podejściu Monika jeszcze przed rozpoczęciem rozmowy z nim zaznaczyła, że jeżeli znowu nie zamierza on niczego kupować, to ma nie marnować jej czasu. Czapeczka nieco się wtedy zmieszał, ale na szybko wymyślił sobie, że musi kupić okulary przeciwsłoneczne. Do transakcji faktycznie doszło, jednak nim ona nastąpiła, Monika musiała ponownie odmawiać wyjścia na spotkanie towarzyskie.
Generalnie po tym wydarzeniu chłopaczek wcale się nie zniechęcił i był u nas jeszcze parę razy, za każdym razem kupując jakąś pierdołę. Kupił chyba z pięć par okularów i trzy dzwonki rowerowe. Oczywiście proponował wspólne wyjście na miasto Monice, nawet pytał ją o plany na weekend albo wieczór. Mojej przyjaciółce jednak za każdym razem udawało się wymigać.
Wiecie, ona ma naprawdę spore doświadczenie w spławianiu ludzi. Nie jest to dla niej zbyt trudne, ale tyle razu musiała to robić, że stało się to zwyczajnie upierdliwe.
Apogeum wściekłości zostało osiągnięte, gdy Monika powiedziała mu w końcu, że ma już chłopaka i nie zamierza się z nim rozstawać. Co zrobił Czapeczka? Stwierdził, że facet to nie drzewo i można go przesadzić. Jak to Monika usłyszała, to fakt bycia w pracy przestał dla niej cokolwiek znaczyć. Porzuciła cały swój profesjonalizm i konieczność bycia miłą dla klientów. Najpierw Monika wygarnęła mu, co o nim myśli, a potem przysięgła, że jeśli jeszcze raz spróbuje na niej któregoś ze swoich głupkowatych sposobów na podryw, to własnoręcznie go z tego sklepu wyprowadzi. Czapeczka zamiast się przestraszyć albo chociaż wziąć te słowa na poważnie, to tylko się uśmiechnął i stwierdził, że powinna ona trochę się uspokoić, bo niepotrzebnie się zagotowała
A ponieważ Monika wybuchła, to nie chcąc dalszej eskalacji tego konfliktu zainterweniowałem i powiedziałem do chłopaka, żeby poszedł już do domu. Nie wiem, czy moja słowa zadziałały, bo jego mina cały czas była niezmienna, ale osiągnąłem zamierzony rezultat. Chłopak opuścił sklep.
Tu tak naprawdę kończy się akcja w moim sklepie, ale historia chłopaka w czapeczce Ferrari jeszcze ma jeden rozdział. Bo tak, było jedno małe zdarzenie poza moją firmą, które na dobre ostudziło entuzjazm tego człowieka. A zdarzenie to miało miejsce w barze, do którego Monika poszła na drinka w towarzystwie swojego chłopaka i swojej małej kuzynki.
Żeby było jasne, mała kuzynka Moniki miała osiemnaście lat, nikt tam nie tankował razem z pięciolatką. Wszyscy tę kuzynkę nazywają małą, bo ma jakieś metr pięćdziesiąt wzrostu albo nawet mniej.
Tak czy inaczej, jak możecie się spodziewać, Czapeczka również tam był. A ponieważ do jego braku poszanowania dla ludzi w związkach i słabych sposobach na podryw doszły również procenty, to musiało się wydarzyć coś bardzo interesującego.
Bez zbędnego przedłużania i wchodzenia w niepotrzebne opisy zdarzeń. Monika i jej kuzynka wstały od stołu i razem poszły w kierunku toalety. Pech chciał, że przy stole na ich drodze siedział adorator Moniki. Gdy tylko Czapeczka ją zobaczył, natychmiast wstał i pomachał w jej stronę. Gdy moja przyjaciółka i jej kuzynka udały, że go nie widzą, chłopak wstał i zaczął iść w ich kierunku. Dziewczyny przyśpieszyły kroku, aby jak najszybciej uciec przed tym jegomościem do damskiej toalety, ale niestety były zbyt wolne.
Co się wydarzyło, gdy doszło do spotkania? Ujmę to w tak grzecznych słowach, jak tylko się da.
Chłopaczek uderzył otwartą dłonią Monikę w znajdującą się poniżej pleców miejsce, mówiąc przy tym jednocześnie, jak bardzo jest to atrakcyjna część jej ciała.
Reakcja całej trójki była natychmiastowa. Pierwsza była Monika, która w ciągu sekundy odwróciła się i uderzyła chłopaka w twarz z otwartej dłoni tak mocno, że ten cofnął się o krok. Druga była kuzynka, jednak ta zamiast ograniczyć się do uderzenia z liścia, zwyczajnie walnęła go z pięści w brzuch.
To wszystko? A gdzie tam.
Obie dziewczyny zaczęły krzyczeć na chłopaka, ściągając tym samym uwagę pozostałych gości i kelnerów. Kilkoro pracowników baru chciało przyjść z interwencją, widząc jak ktoś ma miękkich kolanach zwija się z bólu, jednak szybszy był Mikołaj, który siedział dosłownie kilka stolików dalej i widział wszystko.
Pewnie spodziewacie się, że opiszę teraz jakieś dramatyczne pobicie i poważne uszkodzenie ciała na okres powyżej siedmiu dni w wykonaniu chłopaka Moniki, ale muszę was rozczarować. Mikołaj wprawdzie jest silny i potrafi poradzić sobie z typkami niemającymi szacunku do innych, ale jeszcze nigdy nie widziałem ani nie słyszałem żeby on kogokolwiek pobił.
I tym razem nie było inaczej. Mikołaj podniósł chłopaka i wykręcił rękę, po czym jak gdyby nigdy nic przyprowadził go do drzwi, a następnie wyrzucił na zewnątrz, zabraniając powrotu do środka. Gdy Czapeczka zaczął iść w jego kierunku i próbować przepraszać, Monika kazała mu się jeb….. i spier…….
Mało grzecznie, wiem, ale pamiętajcie co gość zrobił parę sekund wcześniej.
Gdy próby przeprosin nie zadziałały, chłopak przeszedł do argumentów finansowych i powiedział, że ma w środku jeszcze niedopite piwo. I powiedzenie tego było poważnym błędem, bo kuzynka Moniki postanowiła mu pomóc. Zamiast jednak oddawać pieniądze postanowiła rzucić mu kufel z jego browarkiem. I to dosłownie, bo gdy tylko Czapeczka zaczął się pieklić o swoje niedopite piwo, kuzynka Moniki poszła po jego kufel. Gdy wróciła, naprawdę rzuciła niedopitek w stronę chłopaka, bynajmniej nie tak, żeby udało mu się go złapać. Na całe szczęście nie trafiła, bo mogłoby to skończyć się źle. Tak czy inaczej osiągnęła zamierzony cel, bo chłopaczek przerażony zaczął najpierw się wycofywać, a potem dał w długą.
Jego kumple zostali w środku, jednak gdy spojrzeli na Monikę, jej kuzynkę i Mikołaja, szybko dopili to, co mieli na stole i ulotnili się z baru po angielsku.
Pozostała część wieczoru minęła podobno bez większych atrakcji, nie licząc tego, że kuzynka Moniki musiała zapłacić za rozbity kufel piwa. Wiecie, ja nie uważam że chłopakowi się nie należała nauczka, ale akurat to była lekka przesada. Bo po pierwsze, logiczne było że trzeba będzie za to zapłacić. A po drugie i ważniejsze, jakby ten kufel trafił w cel, to chłopak prawdopodobnie miałby rozciętą skórę, co mogłoby z kolei skończyć się wizytą w szpitalu.
Tak czy inaczej, po tamtym wieczorze chłopaka nigdy już nie widzieliśmy w sklepie. Jego znajomi co jakiś czas zaglądają, ale nikt nie ma odwagi zacząć rozmowy o tym, co się wtedy w barze wydarzyło.
I to właściwie tyle ode mnie na dzisiaj. Jeżeli historia się podobała został strzałeczkę i komentarz, a ja obiecuję odwdzięczyć się kolejnymi historiami. A jeśli nie chcesz żadnej przegapić kliknij follow na moim profilu.
Jeszcze raz dziękuje moim patronom za wsparcie, mam nadzieję, że was nie zawiodłem
To tyle ode mnie na dzisiaj. Do zobaczenia w następną środę.
Komentarze
Prześlij komentarz